Paletę cieni Revolution Pro Mirage dostałam w prezencie od mojej siostry w pierwszych dniach lipca. Po czterech miesiącach użytkowania mam już wyrobione zdanie o tym produkcie.
Opakowanie plastikowe, wygląda prosto, jednak muszę przyznać że jest dość solidne i nic się złego podczas używania nie podziało; plastik nie popękał, nawet przy zawiasach wygląda bardzo dobrze. Góra jest przezroczysta co w mojej ocenie jest na plus, bo od razu, bez otwierania, widzę po jakie kolory można sięgnąć.
W środku znajdziemy 18 cieni o różnym wykończeniu; matowe, satynowe, z drobinkami i metaliczne (te ostatnie najlepiej prezentują się nakładane palcem, a żeby uzyskać mocny błysk polecam aplikować na klej do brokatów z Nyxa, wtedy mamy świetny, wręcz foliowy efekt).
Cienie świetnie się rozcierają. Blendowanie jest proste i zrobienie makijażu nie zajmuje wiele czasu. Cienie ładnie łączą się ze sobą i łatwo zrobić nimi tzw. efekt ombre.
Pigmentacja jest bardzo dobra. Jest to aż zaskakujące przy palecie za 40 zł. Nałożone na odpowiednio przygotowanej powiece kolory wyglądają nawet bardziej intensywne niż w palecie. Wystarczy lekko pomiziać cień pędzelkiem i na powiece od razu widać mocny pigment, nie trzeba się namachać żeby zrobić intensywny makijaż. Kolory dobrze chwytają się pędzla i łatwo transferują na powiekę.
Osyp jest niewielki i tylko przy niektórych cieniach widzę że pod okiem niewielka ilość opadła. Zależy to też od pędzla którym robię makijaż.
Trwałość jest bardzo dobra. Zwykle noszę makijaż nawet do 14 godzin i po takim czasie te cienie wyglądają ładnie, makijaz jest estetyczny i wygląda zaskakująco świeżo. Może cienie nie błyszczą już tak intensywnie jak przez te pierwsze godziny po nałożeniu (błyszczące odcienie) jednak co do matowych cieni nie mam żadnych zastrzeżeń, tu trwałość jest ekstra.
Formuła jest beztalkowa i musiałam się do tego przyzwyczaić, bo te cienie zachowują się trochę inaczej niż cienie z innych palet od MUR.
Do moich ulubionych odcieni należą: Flawless, Confront, Prosperity, Intent oraz Instigate.
Paleta nie ma matowego beżu, niestety, bo aż się tu prosi o coś jasnego w macie, takiej podstawy mi brakuje i to bardzo, muszę się posiłkować matowym beżem z innej palety.
Nie ma też matowego czarnego odcienia. Jest ciemny Corrupt, kolor brudnego błota z kałuży - czasem mi pasuje go użyć, a czasem nie, wszystko zależy od wcześniej użytych kolorów. Wolałabym żeby jednak znalazł się w tej palecie porządny matowy ciemny brąz lub czarny, czyli kolory którymi najczęściej podkreślam linię rzęs.
W mojej ocenie jest też niewystarczająca ilość kolorów transferowych. Zaczynając makijaż mam ograniczony wybór: lekko brzoskwiniowy Flawless albo jasnobrązowy Confront - tylko te cienie nadają się do tego żeby zacząć budować nimi załamanie powieki, reszta odcieni jest już zbyt mocno nasycona i od razu po nałożeniu mamy na powiece intensywną pigmentację, zbyt ciemną by mogła posłużyć na początek.
Paleta jest piękna, kolory są bardzo intensywne i ciekawe. Żaden się nie powiela, każdy na oku wygląda inaczej. Mamy do dyspozycji wiele odcieni, są tu zarówno maty, satyny jak i metaliczne błyski. Cienie są mocno napigmentowane, świetnie się blendują, są bardzo trwałe. Naprawdę warto kupić, szczególnie że paleta kosztuje tak niewiele. Jednak dla mnie brakuje w niej jeszcze ze dwóch jasnych matowych cieni, wtedy byłaby bardziej zrównoważona i nie musiałabym się posiłkować innymi paletami.
Jakość tych cieni jest kapitalna jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że po przeliczeniu płacimy za jeden cień 2,22 (!!!). Jeżeli lubisz ciepłe odcienie to kupuj śmiało, nie zawiedziesz się.
Zdjęcia robiłam w dziennym świetle bez lampy.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie