Zużyłam dwa opakowania tego balsamu, w sumie trochę przez przypadek. Chciałam wypróbować też wersję cytrusową, którą producent ma w ofercie, ale coś chyba pomyliłam przy składaniu zamówienia i ostatecznie kupiłam dwa egzemplarze tego właśnie balsamu z drzewem różanym. Miałam dzięki temu okazję przetestować go przez całkiem długi czas. I niby upłynęło wiele tygodni, a ja wciąż nie wiem do końca jak go ocenić - ma niezaprzeczalne zalety, ale i pewne niedociągnięcia, które jednak trochę mi przeszkadzają w codziennym użytkowaniu.
Balsam jest zamknięty w słoiczku z ciemnego szkła, co jest wygodną opcją do nabierania zawartości ze środka. Sam słoiczek jest dość lekki, nakrętka dobrze trzyma - można go śmiało brać ze sobą na wyjazd, co ja kilkakrotnie praktykowałam podczas ostatnich miesięcy używania kosmetyku.
Jeśli chodzi o zapach balsamu, to jest on raczej delikatny, będący tłem dla produktu. Nie umiem go za bardzo określić, bo nie ma żadnych wyraźnych nut zapachowych. To taka ciężka do zdefiniowania mieszanka naturalnych maseł, jakby z odrobiną ziołowego akcentu. Dla tych, którzy być może liczą na zapach róży od razu powiem, że niestety go tutaj nie ma. Zapach więc jest wyraźny, ale zupełnie mi ani nie przeszkadzał, ani nie umilał w szczególny sposób stosowania produktu; jest zupełnie neutralny i mało charakterystyczny.
Balsam ma konsystencję jakby lekko zastygniętego wosku w bladożółtym kolorze, ale gdy go nabieramy to pod wpływem ciepła palców od razu mięknie i powstaje coś w stylu olejkowego kremu myjącego. Staje się nieco tłusty pod palcami, ale wygodnie się nim myje, bo dobrze przylega do twarzy i tworzy kremową warstwę na powierzchni skóry.
Trzeba przyznać, że balsam naprawdę dobrze sobie radzi z demakijażem. Bez problemu rozpuszcza makijaż i inne zanieczyszczenia na skórze twarzy, zbiera ze sobą resztki kolorowych kosmetyków. Jest łagodny i można z jego pomocą także zmyć tusz z rzęs. Nie szczypie przy tym w oczy ani ich nie podrażnia. Problem pojawia się jednak przy zmywaniu. Woda nie daje sobie rady z dokładnym zmyciem, balsam nieco natłuszcza skórę i zostawia delikatnie wyczuwalną warstewkę pomimo dokładnego zmywania. Najlepiej po jego użyciu zastosować coś jeszcze - piankę, żel, emulsję, aby mieć matową skórę bez tego delikatnego uczucia tłustości. Używałam już wielu olejków i maseł do demakijażu i ten od Natural Secrets nie jest bardzo zły pod względem zmywania. Czasem miałam kosmetyk, który po prostu obklejał twarz tłustym filtrem i w żaden sposób nie szło go zmyć. Ten balsam jestem w stanie zmyć tak w 90% - czuję pod palcami minimalnie olejową powłokę, ale jest to uczucie jak po wmasowaniu niewielkiej ilości olejkowego serum. Na skórze nie widać, ale w dotyku odrobinę czuć. Nie jest źle, ale jednak lubię gdy skóra jest całkiem matowa, od natłuszczania i odżywiania mam serum lub krem.
To co balsam robi dobrze to na pewno świetnie pielęgnuje skórę - dba o jej nawilżenie, przy regularnym używaniu jest ciągle miękka i przyjemnie gładka. Delikatnie myje, dzięki czemu demakijaż nie jest żadnym agresywnym, wysuszającym procesem. No i jest naprawdę skuteczny - radzi sobie bez problemu z kolorówką, ale też i z kosmetykami z filtrem czy wodoodpornym tuszem.
Moje wątpliwości wynikają więc głównie z porównania z innymi myjącymi kosmetykami. Jest taki wybór na rynku (i to wśród kosmetyków z równie naturalnym, odżywczym składem), że ten balsam jakoś nie zachwyca, gdy porównamy go z podobnymi produktami. Skuteczności i łagodności mu odmówić nie można, ale jednak trzeba poświęcić dłuższą chwilę, żeby go dobrze zmyć, i to też nie w stu procentach. Przyznam, że gdy potrzebowałam naprawdę szybkiego demakijażu, to sięgałam po inny kosmetyk myjący, który miałam pod ręką, bo ten balsam wymagał ode mnie cierpliwości i czasu.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie