Rituals The Ritual of Holi, Jellylicious Wobbling Shower Jelly Żel pod prysznic

Rituals... Marka o której ciężko nie słyszeć. ;) Po tych wszystkich "ochach i achach", które do mnie dotarły ciężko było się nie skusić na ich produkt, zwłaszcza na promocji za 20zł w Sephora, więc kupiłam. Zamknięta została w plastikowy słoiczek o białym kolorze zakręcanym na różową górę. Na górze etykieta, z boku nalepka z opisem produktu napisana łamaną polszczyzną. Oto opis całego opakowania, nic więcej. Zapach to jest koszmar! Mega intensywny, wpadający w nozdrza i drażniący jak mało co. Kwaśno-słodki, mocno perfumowany. Nie dość, że mi to osobiście po prostu śmierdzi w trakcie użycia, to jeszcze zostaje na długi czas na ciele :/ Konsystencja zwarta, jak mocna galaretka. Od razu wyjmuje się całą z opakowania i smaruje nią ciało, niestety to jest tragedia. Nie myje, nie pieni się, zostawia jedynie ten okropny zapach. Nauczona doświadczeniem po galaretce Lusha, wrzuciłam produkt do pończochy. W Lushu ten patent zadziałał i otrzymałam gąbkę z żelem w środku, który doskonale się wtedy pienił i tym samym czułam, że mam dobrze oczyszczone ciało. Niestety tu się nie sprawdził, co prawda pienienie się troszkę poprawiło, ale dalej było prawie zerowe. Sama galaretka pozostawiała tylko różowe smugi po sobie, a ja nie czułam się ani trochę czysta, tylko dalej brudna i dodatkowo śmierdząca tym jej zapachem... Użyłam kilka razy, próbowałam się przekonać do tego produktu, ale wymiękam. Po prostu wyrzucam, bo leży od roku (jak nie dłużej) pod prysznicem i kompletnie nie mam ochoty po nią sięgać. Dla mnie to jest kompletnie niepraktyczny gadżet do miziania się, a nie mycia, który śmierdzi niemiłosiernie.