Burberry Brit EDT 

Zacznę od tego, że na głównej fotce jest chyba wariant Brit Summer for Her, a nie klasyczny Brit, ale w sumie wszystkie flakony flankerów są podobne, więc nie robi to większej różnicy. Zwłaszcza, że nawet Brit w wersji EDT i EDP różnią się wizualnie. I jeśli chodzi o buteleczkę, to taka opcja bardzo mi się podoba - minimalizm, prostota i ta ponadczasowa kratka. W opisie nut skusił mnie ten migdał i gruszka, więc liczyłam na cieplejsze i bardziej słodkie perfumy. Jako fanka gourmandowców uwielbiam słodkie aromaty i nie ma dla mnie perfum zbyt cukrowych. Tu jednak czuję... świeżość. Nie potrafię wyczuć ciepłych nut, o których piszą inni, dla mnie na pierwszy plan wybijają się cytrusy. Są tu kwaśne owoce, jest trochę kwiatów, ale żadnego gourmand, nic jadalnego. Do tego chwilami z tego zapachu wybija mi taka świeża, lekko męska nuta... dlatego te perfumy fajnie mi się nosi do marynarki ze spodniami, ale nie umiem się nimi pryskać nosząc sukienki. To mi się jakoś gryzie. Z powodu tej kwaśnej świeżości dla mnie te perfumy to aromat na okres wiosenny, ewentualnie nawet letni. Na zimę są zbyt rześkie, zbyt chłodne, totalnie nie rozgrzewają. Natomiast zbierają komplementy, co było dla mnie zaskoczeniem. Ten zapach raczej ze mną nie zostaje, ale już zaczajam się na inne warianty Burberry.

Moja historia z nimi sięga pięciu lat wstecz, kiedy to przypadkowo, podczas krótkiego pobytu w Holandii, natrafiłam na nie w poszukując czegoś na szybko. Była to decyzja podjęta zupełnie w ciemno, bez wąchania ich i bez żadnych wątpliwości był to strzał w dziesiątkę i miłość od pierwszego powąchania. Zapach tych perfum jest absolutnie przepiękny. To połączenie zapachów - trawa cytrynowa, migdał i między innymi piwonia tworzą kompozycję, która jest zarówno elegancka, jak i wyjątkowo kobieca. Co mnie naprawdę zadziwia, to trwałość tych perfum na mojej skórze. Nawet po kilku godzinach od aplikacji wciąż mogę wyczuwać delikatny, ale wciąż wyraźny zapach. To naprawdę rzadkie w przypadku wielu perfum, a te zdecydowanie wyróżniają się w tej kategorii. To, co jeszcze bardziej mnie zachwyca, to to, ile razy pytano mnie, jakie to perfumy mam na sobie. Kilka osób zwróciło się do mnie z pytaniem, co tak pięknie pachnie. To z pewnością jest najlepsza rekomendacja, jaką perfumy mogą otrzymać. W sumie, choć kupno tych perfum było czystym przypadkiem, jestem naprawdę wdzięczna za to, że miałam tę okazję. Perfumy Burberry Brit EDT stały się moim niezawodnym towarzyszem przez te pięć lat (oczywiście kupując nowe buteleczki) dodając nuty elegancji i kobiecości moim codziennym doświadczeniom.

Flakonik – analogicznie jak w przypadku wody perfumowanej – prosty i nowoczesny, opatrzony motywem charakterystycznej, firmowej kratki, ale rozjaśnionej, w tonacji złamanej, przypudrowanej bieli. Podobnie zapach – wdzięczna woda toaletowa, choć może nie tyle mniej intensywna, czy dużo lżejsza od perfumowanej, co zdecydowanie bardziej cytrusowa, dzięki rześkim nutom limonki i trawy cytrynowej, przy czym w mojej ocenie, stosowana w gorące dni może jednak niestety zmęczyć, więc pomimo nut tej cierpkiej rześkości polecam ją i tak na jesień lub zimę. Analogicznie jak w przypadku wody perfumowanej, preferują ją głównie młodsze Miłośniczki, choć ja aż tak młodziutka już nie jestem, a obie wody lubię, i sięgam po nie na co dzień w chłodne dni. Perfumy są apetycznie słodkie, migdałowo-waniliowe z dodatkiem soczystej gruszki, a orzeźwiono je wspomnianą m.in. limonką, dzięki której bardziej kojarzą się ze zmrożonym deserem, niż gorącym, korzennym cappuccino. Szczerze polecam testy, bo zapach jest delikatny, ale o specyficznych akordach.

Dostałam perfumy na prezent i był to chyba najlepszy prezent, jeśli chodzi o kosmetyki, jaki kiedykolwiek dostałam. Dawno nie wąchałam tak oryginalnej kompozycji. Wszyscy pytają, co to za zapach.

Jeden z moich ulubionych zapachów. Kobiecy, ciepły, idealny na co dzień. Subtelny, ale zarazem zdecydowany i wyrazisty. Uzależnia - pikantna nuta przełamana przez ciepłą słodycz gruszki i wanilii, ach... Jest jak szarlotka z ulubionym kubkiem herbaty :) W wersji EDT niezbyt trwały, w EDP utrzymuję się mocno na ubraniach i włosach (nawet 2 dni).

Perfumy są dość surowe, ale eleganckie. Szczerze mówiąc ze wszystkich zapachów Burberry jest to najbardziej udana kreacja. Nie do końca w moim typie, ale nie będę krytykować tych perfum. Trwałość jest średnia. To jednak typowe dla Burberry. Zapach kojarzy mi się z perłami. Mimo, iż jest trochę słodki, odświeża. Nie przytłacza. Czuć wanilię, ale jakby zmieszaną z cytrusami, co daje naprawdę subtelne połączenie. Ja bym określiła ten zapach jako taki bezpieczny na prezent dla kogoś. Uważam, że cena jest za wysoka jak na perfumy bliskoskórne. Projekcja jest dość słaba za takie pieniądze.

Dziwi mnie fakt, że skatalogowano te perfumy do kategorii kwiatowo-owocowej. Hmm, no kwiatów to tu ni grama, owoce jak najbardziej, ba! nawet orient, lecz według mnie jest to także typowy styl gourmand, ponieważ woń daje apetyczny klimat. Nic tylko spryskać się Brit, pod kocyk, czekolada do picia w dłoń i jedziemy z ulubioną książką :). Brit to ciepły zapach przełamany świeżą nutą. Uzyskano tu piękne połączenie wanilii z limonką, coś wspaniałego. Niby taki prosty chwyt, nic odkrywczego, ani przełomowego, ale wodzi za nos. Uważam, że największą robotę robi tu wspomniana wyżej limetka w towarzystwie trawy cytrynowej. Ta sama, dzięki której Mohito tak bardzo nam smakuje :). Śmiem twierdzić, że jest to dosłownie drink zamknięty w perfumach. Na mojej skórze zapach jest wręcz linearny, nie dzieje się zbyt dużo, jednakże zdecydowanie ma swój charakterystyczny urok. W pierwszym momencie mocno odczujemy orzeźwiające nuty zielonego cytrusu wymieszane ze słodyczą, która ewidentnie dominuje w kompozycji, jest obecna od samego początku i trwa do końca zapachu. Jakby tego było mało delikatne drobinki cukru oprószają całokształt, mniam! Cytrusy mają to do siebie, że szybko ulatują, a ich świeżość to niewyraźne wspomnienie. Bardzo bałam się, że i tutaj sytuacja się powtórzy, a tu taka miła niespodzianka! Kwaskowaty akord limonki trwa w zaparte w wyraźnym akcencie dobre dwie, do trzech godzin, co według mnie jest sukcesem. Zakończenie to wariacje słodkich tonów, które pięknie układają się na skórze, otulając niczym miękki polar. Wielbicielki nieszablonowych połączeń wanilii będą zachwycone. Polecam!