Z Narciso po raz pierwszy spotkałam się, będąc wówczas w ciąży. Nie było to miłe spotkanie - mój zarządzany hormonami nos i żołądek zareagowały...pilną wizytą w toalecie. Po prostu. Czułam wtedy pot, litry potu i tanie perfumy z kiosku i nie wytrzymałam... Mina mojej przyjaciółki, wypachnionej tym cudem, była bezcenna - na jej twarzy malowały się jednocześnie współczucie i rozpacz, że jak to, że aż tak cuchną, że wywołują wymioty?!
Cóż, niechaj to będzie dla mnie przestrogą, by nigdy więcej nie testować perfum będąc przy nadziei, bo może się to skończyć...źle ;)
Czarny Narciso jest bowiem piękny i wiem o tym od kilku miesięcy - w moim brzuchu nie ma już małego lokatora, nie szaleją hormony i perfumy ujawniły zgoła odmienne oblicze, niż wcześniej.
To kwiat pomarańczy i różane płatki w piżmowym obłoczku - z początku wilgotne, jakby zroszone wiosennym deszczem, ale z biegiem czasu, osuszone przez bursztynowe słońce, stają się wytrawne, suche i chłodne. Drzewna baza podkreśla ich zdystansowany dla świata stosunek i twardy charakter.
Kategoria drzewno-kwiatowa, składniki zmieszane z precyzją godną mistrza i skomponowane tak, że można stracić zmysły.
To nie jest łatwy zapach i ja to rozumiem. Nie każdy jest w stanie unieść taką ilość piżma i wetywerii. One mogą przytłaczać, zwłaszcza, gdy nie zgrają się z naszym pH - wtedy atakują nas animalno-toaletowe wyziewy i pot.
Gdy jednak Narciso nas pokocha, gdy powie ''tak, mam to!'', wtedy odwdzięczy się najpiękniejszym i najbardziej naturalnym aromatem świata.
Narciso to nie perfumy - gdy jesteście razem, to masz wrażenie, że to twój własny zapach. Narciso to ty, to twoja osobowość, styl ubierania, gesty, mimika i ruchy, niewymuszone, pełne wdzięku i gracji. Niesamowicie kobiece i tak cholernie intymne, że wiele osób zarumieni się i wstydliwie spuści wzrok, czując obłoki Narciso. Tak, to zapach seksu, choć może bardziej - zapach orgazmu? Emocje sięgające zenitu, zmęczenie, zapach cielesności, ale i odkrytej kobiecości? Fantazji? Wyrafinowania? Miłości? Utraty kontroli? Chyba wszystkiego po trochu.
Niemniej jednak, jest to zapach ponadprzeciętnie elegancki i nie da się temu zaprzeczyć. Trzeba to docenić i oddać się temu w całości.
Nigdy, przenigdy nie miałam go na sobie, będąc w jeansach. On wymaga odpowiedniej oprawy, odwagi, by nosić go z dumnie podniesioną głową i wypiętą piersią. Biała, olśniewająca koszula? Eleganckie cygaretki lub też ołówkowa, opięta spódnica która podkreśla kobiece kształty? Że szpilki, to na pewno, ale z tych droższych, skórzanych i nienagannie wypastowanych. Torebka, modne okulary, idealny makijaż z czerwoną szminką w roli głównej- ale absolutnie nie wyzywający! Można dodać biżuterię, byle nie w nadmiarze i dobrej jakości. I ruszać w miasto z kropelką Narciso na skórze. Doskonałe dopełnienie wizerunku władczej i pewnej siebie kobiety, przez którą mężczyźni niemalże dostają obłędu. To trzeba poczuć,by to zrozumieć. Jestem kobietą w każdym calu i on o tym doskonale wie. Silną, ale potrzebującą miłości i ochrony. Twardo stąpającą po ziemi, a jednak tak łatwo mnie zranić. Twardą, ale i delikatną i wrażliwą. Cóż, Narciso to wszystko respektuje i dlatego ze mną jest, na dobre i na złe. Na zawsze.
Trwałość i projekcja najwyższych lotów, ja go nie czuję, ale wyczuwają go inni, komplementując i dopytując, co za narkotyczny aromat roztaczam wokół siebie. Na materiałach czuć go nawet po praniu. Moja pościel, torebka, wszystko pachnie Rodriguezem, a ja to kocham i nie zamierzam tego zmieniać.