Essence G'day Sydney Eyeshadow Palette Paleta cieni

Paleta jest bardzo ładna pod względem graficznym. W środku mamy lusterko i 9 cieni, w tym matowe i błyszczące. Paleta jest niemal kompletna - mamy jasny cień pod łuk brwiowy i ciemny brąz do przyciemniania. Pigmentacja cieni jest średnia i trochę się osypują. Przy blendowaniu trzeba się trochę napracować. Błyski za to są nawet ładne i widoczne. Plusem jest to, że utrzymują się niemal cały dzień. Całościowo mogłoby być lepiej.

Paletkę dostałam na wymianie kosmetyków na Wizaż Beauty Day i kochając niezmiennie od lat markę Essence oczekiwałam nieco więcej od tej paletki. Owszem, czaiłam się na nie (bo jest ich kilka rodzajów) od jakiegoś czasu, jednak po prostu jakoś tak mnie nie porywały kolorystycznie (mam spoooro podobnych cieni, także z Essence, np. z serii My Must Haves), choć po testerowych swatchach wiedziałam, że mają niezłą pigmentację i przyjemną konsystencję. Koniec końców i tak jedna, G'Day Sydney, wpadła mi w ręce i bardzo dziękuję, że mogłam ją przetestować :) W paletce jest 9 cieni, naprawdę rewelacyjnie swatch'ujących się. Jednak gdy zanurzyłam w nie pędzle troszeczkę się rozczarowałam. O dziwo, moja miłość do matów Essence tutaj została nadszarpnięta. O ile po nałożeniu beżu i jasnego brązu było całkiem nieźle, tak ten ciemny do przyciemnienia nie chciał się z nimi kumplować i bardzo szybko miałam w ciągu dnia w jednym miejscu pusty placek. Mimo to jeszcze dam mu szansę, może zaczynając od niego po prostu. Co do metalicznych cieni nie mam zarzutu, poza tym, że niebieskie, choć inne w paletce i swatchu to na oku zlały się w jeden odcień, może gdzie jaśniejszy tym troszeczkę inny blask. Miedź i zieleń przepiękne zarówno swatch jak i na powiece (nałożone palcem). Cienie naprawdę mają fajną konsystencję, taką lubię, nie sypią się (a przynajmniej w granicy mojej akceptowalnej normy ;P), spoko blendują, poza właśnie tym najciemniejszym matowym brązem. Dwie jasne satyny są dość do siebie podobne, ale rzadko sięgam po takie, więc zużyję prawdopodobnie pod łuk brwiowy. Paletki obecnie są wycofywane z obiegu, można je dostać za pół ceny w niektórych naszych drogeriach.

Produkt dostalam od meza w prezencie. 5 cieni matowych i 4 satynowe o dosyc duzej pojemnosci w odcieniach bezowych z odrobina zieleni i niebieskiego. Rozcieraja sie calkiem dobrze ale tylko w formie pojedynczej. Niestety zle sie lacza, tworza plamy. Sa dosc trwale, bezzapachowe , nie uczulaja. Sama paleta poreczna z lusterkiem w srodku.

Uwielbiam podróżować, dlatego nowa kolekcja Essence, z motywami różnych miast, totalnie skradła moje serce. Mam wszystkie palety z tej kolekcji, ale zdecydowanym faworytem jest G'Day Sydney. Opakowanie wygląda przepięknie - niczym pocztówka - i jest wykonane z porządnego kartonu. Ma odpowiednią wielkość - świetnie nadaje się do podróży, nie zajmuje dużo miejsca. W środku mamy lusterko oraz dziewięć cieni, którymi możemy wykonać przeróżne makijaże. Ze wszystkich nowych palet Essence ta jest najbardziej uniwersalna, bo możemy nią wykonać zarówno dzienny makijaż, jak i kolorowy, z odrobiną szaleństwa. Uważam, że dobór kolorystyczny palety to ideał - jest matowy beż do zmatowienia powieki, jest ciepły brąz w załamanie, ciemniejszy brąz do przyciemnienia, piękne satynowe cienie na ruchomą powiekę oraz gwiazdy palety czyli błyszczące cienie kolorowe. O ile czerwonawy odcień spotyka się w wielu innych paletach, pozostałe błyskotki czyli limonkowa zieleń, szarawa niebieskość oraz ciemny turkus są przepiękne i absolutnie wyjątkowe. Do tego na powiekę nakładają się jak marzenie, bez żadnej dodatkowej bazy. Paleta ta jest świetna dla osób, które boją się kolorowych makijaży bądź nie mają dużej wprawy, ale chciałyby jednak wpleść odrobinę koloru w swój dzienny makijaż. Jakichkolwiek kolorów ze sobą nie połączymy - wszystko będzie do siebie pasować. Uwielbiam tę paletę na tyle, że sięgam po nią za każdym razem, kiedy nie mam czasu zastanawiać się nad makijażem. Zabieram ją też w każdą podróż. Jest idealna! <3