Na początku tej recenzji muszę sobie ponarzekać na stronę Glamshopu, bo moim zdaniem jest tra-gicz-na. Już wielokrotnie chciałam kupić jakiś ich produkt, jednak zawsze rezygnowałam ze względu na kompletny brak profesjonalizmu jeśli chodzi o stronę internetową. Może jako filolog mam już skrzywienie zawodowe, ale ilość błędów interpunkcyjnych, gramatycznych i stylistycznych w opisach produktów na tej stronie jest porażająca. Absolutnie nie mam problemu z niepoprawnym językiem w codziennych życiowych rozmowach czy wypowiedziach, ale myślę że na oficjalnej stronie sklepu powinno to wyglądać jednak lepiej. Do tego paczka wysyłana jest dopiero 3-5 dni po złożeniu zamówienia, na stronie wiszą produkty które w ogóle nie są dostępne, o czym dowiadujemy się dopiero po kliknięciu w dany produkt. Paletkę zamówił mi chłopak w ramach prezentu rocznicowego, też zwrócił uwagę na kiepską stronę internetową, miał kłopoty z wybraniem paczkomatu, potem przyszło mu na skrzynkę chyba pięć maili od sklepu na raz. Na paczkę czekaliśmy dwa tygodnie, moim zdaniem to bardzo długo, produkty wysyłane z Chin przychodziły mi czasem szybciej. Zamawiam rzeczy z internetu od kilkunastu lat, ale to jest chyba najsłabszy sklep online z jakim miałam do czynienia. Są jednak w Glamshopie aspekty, które bardzo doceniam, przede wszystkim polskie nazwy cieni. To jest według mnie totalny hit, jestem tymi nazwami zachwycona, pięknie łączą w sobie doznania wzrokowe, słuchowe, dźwiękowe, smakowe i pobudzają wyobraźnię, +100 punktów za kreatywność i odwagę.
Jeśli chodzi o samą paletkę to znajdują się w niej cztery cienie matowe, dwa prasowane brokaty, cztery cienie metaliczne, dwa satynowe i cztery turbo-pigmenty (tak mi się wydaje, to mój pierwszy produkt z glamshopu i nie wiem czy dobrze odróżniłam turbopigmenty od zwykłych cieni metalicznych).
Cienie satynowe:
1. Różowy Puch to taki dziwny satynowy cień, który w świetle zmienia się z beżowego w różowy. Ślicznie wygląda w kącikach oczu przy makijażu do którego pasuje róż. 2. Welur to ciemna zieleń, zaliczam go tutaj ponieważ ma dość słaby błysk, ale wydaje mi się że w założeniu miał być to cień metaliczny. Na oku wypada dość niebiesko, trzeba dużo go nałożyć żeby wydobyć z niego zieleń, ale fajnie się rozciera.
Turbopigmenty:
1. Połyski to złoty turbopigment, przepięknie skrzy się na oku, daje wręcz efekt mokrej powieki. 2. Poncz truskawkowy to taka ciemna różo-czerwień, jest to cień bardzo drobinkowy, nie ma zbyt mocnej bazy kolorystycznej, więc może fajnie sprawdzić się jako topper. Samodzielnie lepiej wygląda na kleju do brokatu. 3. Lukierki to przepiękny, jasny, złoto-różowy pigment, ślicznie wygląda roztarty na całej powiece, jeden z moich ulubionych cieni z tej paletki. 4. Jeżynowy to piękny głęboki odcień granatu. Niestety jakościowo jest dość słaby, znika w ciągu dnia z powieki, trzeba sporo się namęczyć żeby wydobyć z niego na oku kolor.
Brokaty:
1. Żywe Srebro to prasowany srebrny brokat, całkiem fajnie wygląda nałożony na matowy cień, ale ogólnie nie jest zbyt przydatny, mógłby zamiast niego być tu cień metaliczny. 2. Imprezowy to mieszanka dużych kawałków zielonego, bordowego i srebrnego brokatu, wygląda szałowo, ale użyłam go tylko raz z ciekawości, raczej nie mam okazji do nałożenia takiego makijażu.
Metaliki:
Nie będę opisywać po kolei bo wszystkie metaliki w tej paletce są FANTASTYCZNE. O wiele bardziej spodobały mi się te zwyczajne cienie metaliczne niż turbopigmenty, są bardzo mocno napigmentowane, wystarczy jedno pociągnięcie i mamy na oku głęboki soczysty kolor, trzymają się fantastycznie nawet bez kleju do brokatów. Kolor Zimna Lilia to jest hit hitów, nie widziałam piękniejszego cienia.
Maty:
Cienie matowe to moje największe rozczarowanie w tej paletce. Różowy odcień jest słabo napigmentowany, trzeba spędzić kilka minut nakładając go na powiekę, żeby było go widać. Dwa brązowe odcienie są kompletnie zwyczajne, tyle czytałam o niesamowitej konsystencji cieni matowych z glamshopu, a tu meh, nic specjalnego. Nie są też zbyt trwałe. Największą porażką jest cień Matowe Jagody, który ma mega słaby pigment, robi plamy, znika przy blendowaniu i jest nietrwały.
Ogólnie rzecz biorąc to jestem całkiem zadowolona z tej paletki. Cienie metaliczne są świetne, szczególnie Zimna Lilia zwaliła mnie z nóg. Turbopigmenty są ok, nie zrobiły na mnie jakiegoś większego wrażenia, ale wyglądają ładnie. Cienie satynowe są spoko, brokaty ładne choć trochę bezużyteczne, a maty do niczego, czyli tak 50:50. Gdybym wiedziała, jak ta paletka mi się sprawdzi, to raczej postawiłabym na kupienie za tę kwotę pojedynczych metalicznych cieni z glamshopu, ale skoro już ją mam to używam i jestem zadowolona :)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie