Żyleta.
Chyba mam szczęście - przynajmniej w kwestii perfum - otrzymałam zafoliowane Idole od koleżanki, która go wprost nienawidzi, a która onegdaj otrzymała go jako miły upominek - z zastrzeżeniem, że ''mogę sobie pachnieć tym gdzie tylko zechcę,ale jeśli pojawię się na spotkaniu z nią tym spryskana, to mnie utopi w najbliższej kałuży lub inkszym zbiorniku wodnym''.
Rozbawiło mnie to i zdziwiło, prezent przyjęłam, ucałowałam tę dobrą duszyczkę i pognałam krótko później do domu, zaintrygowana, dlaczegóż to E. ma taką alergię na ten zapach. Armani wprawdzie lubi być niekonwencjonalny i wychodzić przed szereg, do dziś pamiętam starą Manię, która odurzała niczym dobry narkotyk i nie pozwoliła o sobie zapomnieć aż do teraz, ale żeby aż tak?
Ale Idole naprawdę jest inny.
Na mnie to przede wszystkim imbir z kroplą gruszkowego soku, doprawiony intensywnie szafranem i różą, podlany miodem i posypany migdałami. Baza jest paczulowa, z wetywerią i czymś drzewnym.
Z początku ta kompozycja wydaje się być męska i to mocno męska - to taki zapach samca alfa, dominującego, władczego i pewnego siebie.
Jednak to tylko pozory, bo kto powiedział, że kobieta nie może posiadać tych cech? My również potrafimy zarządzać, możemy mieć twarde charaktery, możemy zjednywać sobie ludzi wedle życzenia, możemy łamać serca i być obiektem westchnień wielu panów, często nawet o tym nie wiedząc.
Dlatego ten przyprawowy miks szybko jest nieco złagodzony słodkimi nutami i kobiecymi kwiatami - wszak jaśmin i róża są wybitnie kobiece i nieskończenie piękne.
Idole są suche i wytrawne, a przy tym cierpkie i słodkie jednocześnie. Gorące i przeszywające niczym dreszcz. Dla mnie są kobiece, choć jest to kobiecość w nieco innym wydaniu - Armani udowadnia, że kobieta to nie tylko istota słaba, mimozowata, wymagająca męskiego ramienia i opieki. Krucha i bezbronna. Że kobieta może nosić garnitur, kapelusz i może palić dobre gatunkowo papierosy ba! nawet i cygaro! Że może zakląć, gdy coś ją zirytuje, że może mieć własny biznes i że może zmieniać facetów jak rękawiczki i nie zostać przy tym nazwana ladacznicą. Że kobieta jest wolna i że jest odrębną jednostką, często silniejszą od najsilniejszego mężczyzny. My posiadamy bowiem to, czego nie posiada żaden mężczyzna - my potrafimy dać nowe życie, które nosimy w sobie i pielęgnujemy. My to nowe życie wydajemy na ten świat. Bez nas nie byłoby niczego i nie da się temu zaprzeczyć. Tak więc, mamy siłę kobiecości i to czyni nas tak doskonałymi.
Idole to kobieta oczami Armaniego, kobieta która może wszystko i która jest nieomal wszechmocna. To jest piękne i tutaj rzeczywiście nie jest łatwo, bo jest to zapach trudny - dopiero nosząc go, zrozumiałam, co tak drażniło moją koleżankę. On wywołuje skrajne emocje, nierzadko dotyka w naszej duszy czegoś, co od lat pozostawało nietknięte i wydawałoby się, że dawne rany się zabliźniły. Ale nie. Życie jest trudne, bywa gorzkie i smutne, nie jest łatwo przez nie przejść. Idole przypomina nam o tym, a nie każda kobieta jest w stanie dźwigać to brzemię każdego dnia.
Ja go noszę chętnie i doskonale się w nim czuję - jestem kobietą, przeszłam wiele, niektórzy się mnie boją, tak więc Idole d'Armani to mój zapach.
Nie dam rady przypisać mu pory dnia czy roku, bowiem w każdych okolicznościach jest piękny i ukazuje nieco inne oblicze.
Pasuje do postrzępionych jeansów, skórzanej kurtki, czerwonej szminki. Do sukienki też, ale akurat Idole jest drapieżny i zmysłowy i z taką garderobą współgra najlepiej ;)
Niekonwencjonalny, wzbudzający mnóstwo emocji, ale tak bardzo mój....
Aha, projekcja i trwałość świetne, jak to u Armaniego - trzyma się przez wiele godzin, najdłużej oczywiście na tkaninach, bo aż do prania.
Strasznie żałuję, że zostały wycofane i jednocześnie cieszę się, że mam takie koleżanki ;)