Ta woda to absolutne cudo dla skóry z ŁZS. Ale zacznijmy od początku...
Kupiłam ją bez większego przekonania w momencie, w którym ŁZS zaatakowało silniej i mimo kuracji surowym miodem zupełnie nie chciało ustąpić. Byłam pewna, że i z kuracji solą morską niewiele wyniknie i że będę musiała wrócić do maści Protopic, ale skoro już robiłam zakupy to, stwierdziłam, że co mi tam, wrzucę do koszyka. Na angielskojęzycznych formach jest sporo pozytywnych wypowiedzi na temat leczniczych właściwości soli z Morza Martwego (choć oczywiście są też przypadki, w których ta sól nie sprawdziła się), na polskich stronach trochę mniej na ten temat, ale też czytałam o pozytywnych doświadczeniach. Można też przemywać twarz rozpuszczoną w wodzie solą z Morza Martwego (przy czym ważne jest, żeby to była właśnie sól z Morza Martwego, czytajcie co jest w składzie, nie ufając deklaracjom producenta). Forma koncentratu wydaje mi się jednak znacznie łatwiejsza w użyciu.
Woda jest lekko oleista. Ma postać trochę gęstszego toniku. Potwornie piecze przy nałożeniu na twarz (żeby ją trochę rozcieńczyć albo spryskuje twarz obficie wodą termalną a potem rozcieram w dłoniach trochę wody morskiej i nakładam bezpośrednio na twarz albo robię w miseczce mix z wody mineralnej/przegotowanej i z wody morskiej, nasączam wacik i przemywam nim twarz . Potem serum (oil-free) i krem (lekki brzozowy z Sylveco, bo niestety nie mogę znaleźć żadnego bezolejowego o dobrym składzie – a z tego, co czytałam i też słyszałam od dermatologa oleje niestety mogą nasilać objawy).
Przy pierwszym użyciu, przez dobre parę minut, twarz piekła (jak po kwasach) i była cała czerwona. Po ok 15 minutach było już znacznie lepiej. I teraz, wierzcie albo nie, ale w ciągu PARU GODZIN, stan mojej skóry poprawił się radykalnie. Zaczerwienienia zniknęły, nadal wyczuwałam przy dotykaniu twarzy, że mam suche placki, ale nie były one już widoczne, a jedynie właśnie wyczuwalne.
Nie wiem czy ten stan się utrzyma (używam wody co drugi-trzeci dzień, bo ma jednak działanie silnie wysuszające i ściągające) - jeśli coś się zmieni będę aktualizować. Na razie jest świetnie. Nie wiem czy woda morska zadziała na każdą cerę z ŁZS, ta choroba jest złożona i w grę może wchodzić wiele czynników. Wiem, natomiast, że ŁZS potrafi odebrać chęć do życia, sądzę więc, że na pewno warto zaryzykować te niecałe 20 zł.
Update: minął miesiąc i nadal jestem zachwycona działaniem wody morskiej. Niestety nie obeszło się bez Protopicu (stres, i nieudane próby z retinolem, który pogorszył stan mojej skóry), ale w ciągu miesiąca użyłam go może 3 razy.
Zmieniłam też sposób stosowania wody (nakładam na twarz co wieczór, a potem zmywam), ale tu każdy musi sam znaleźć najlepszy dla siebie sposób.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie