Przyjemny ślimak z madekasozydem,niacynamidem i centellą,na tyle lekki,że polubią go i tłuste skóry
Używam ją prawie drugi miesiąc,bywa,że rano i wieczorem.
Nie oszczędzałam na ilości także na oko zużyłam już 2/3 opakowania.
Z początku,mieszałam ją z dwoma innymi tonerami (Bielenda ujedrniace peptydy oraz Anua), stopniowo dołączając ją do swojej pielęgnacji.
Żeby w pełni poznać jej właściwości, zaczęłam stosować ją na noc solo, najpierw tylko pod krem (co po kilku dniach przestało mi odpowiadać), a później pod serum i krem oraz godzinę po aplikacji retinalu (a ten używam tak co 2 dni),czasem rano pod inne kosmetyki,ale o tym później.
Obserwując nową serię Bielendy,a markę lubię i zawsze jestem ciekawa ich nowości,po analizie składów, właśnie esencja zwróciła moją uwagę najbardziej.
Nie zawiera trójglicerydów i o ile w rozsądnej ilości nie robią mi krzywdy,to w połączeniu z ślimakiem ryzyko zapchania wzrasta.
Śluz ślimaka,to bardzo dobra substancja dla skóry, świetnie ją regeneruje, ujędrnia i wygładza,ale bywa substancją trudną,bo często podana z składnikami,które mogą zatykać pory, występuję w nim naturalny kwas, ma właściwości subtelnie złuszczające skórę,także połączenie go z substancją "ciężka" czasem powoduje po wchłonięciu wypchanie tego co z nim się dostarczyło,nie od razu,bywa,że po kilku godzinach,bywa,że po kilku dniach.
Zaobserwowałam,to po popularnej esencji Cosrx, która jest kompletnie nie dla mnie i dla skór podatnych na zapychanie,ma składniki,które mogą ją w końcu "zatkać". Okrutnie mnie po niej wysypywało, a że lubię efekt glow na dzień, to już popołudniu czy wieczorem kończyłam z "kaszką".
Uznałam więc,że to ślimak jest przyczyną,po jakimś czasie zdecydowalam się na test serum Cos de Baha z ślimakiem i okazało się,że to nie on był problemem.
Takze moja ciekawość i oczekiwania co do tej esencji,po analizie składu były całkiem spore,mimo że miałam świadomość,że nie będzie to typowa koreańska esencja nasycająca mocno skórę, dając jej ten efekt połysku,który lubię,tylko jej bardziej zachowawczą wersją,a jednocześnie prawdopodobnie z mniejszym potencjałem zapychania. Raczej jako produkt stopniowo rozjaśniający skórę i dający jej dzięki temu glow.
Pomimo obecności w składzie glikoli skład wydawał się obiecujący, na 3 miejscu ślimak,później betaina,niacynamid, glikozaminoglikany,w dalszej kolejności hialuron i centella.
Wszystko co polubią wrażliwe,suche,reaktywne czy nawet skłonne do przetłuszczania i wysypu skóry.
Tu jednak, w przypadku tlustych czy trądzikowych skór zalecam na początek umiar, obserwacje skóry, glikole z ślimakiem bywają dla nich problematyczne,warto je dozować, nie dostarczać ich w wielu kosmetykach na raz, często widnieją w składach przede wszystkim koreańskich kosmetyków, mi dwa jednorazowo krzywdy nie robią, ale też muszę być ostrożna jako posiadaczka mieszanej skóry.
Początki nie mieliśmy łatwe, na skórze pojawił się subtelny wysyp, musiałam więc przemyśleć co i w jakiej ilości kładę na skórę, ale po czasie to minęło.
Obecnie skóra bez szkody pobiera te esencję i ma się dobrze.
Mimo,że moja skóra jest mieszana i nadal skłonna do zapychania, to też dojrzalsza, skłonna do odwodnień i wrażliwa, ma już większe wymagania,niż 10 lat temu.
Przechodząc do sedna czyli działania esencji na skórę, nawilżenie jest dla mnie optymalne, dwie warstwy robią robotę,skóra jest wstępnie "napita",ale serum nie jest w stanie mi zastąpić, na co po cichu liczyłam.
Przede wszystkim skóra jest ukojona, wygładzona i odrobinę napięta,nabiera też subtelnego glow,jak wspominałam wcześniej nie jest to glow,które dają koreańskie esencje,ale podejrzewam,że dla wielu osób będzie bardziej akceptowalne, szczególnie na dzień.
Ja polubiłam te z pozoru lepkie glow z koreańskich produktów, skóra która ma pierwsze zmarszczki, po prostu wygląda wtedy bardziej świeżo, optycznie zmarszczki są mniej widoczne, a mat niestety je podkreśla,od dawna matowię co najwyżej strefę T.
Tu musiałabym nałożyć z 3 warstwy tego kosmetyku żeby uzyskać takie glow, ale szybciej osiągnąć mi taki efekt po prostu serum czy innymi tonerami,które posiadam.
Na noc używam ją obecnie w jednej warstwie pod bogate serum i krem, bez serum nie była dla mnie wystarczająca,daje przyjemne wstępne ukojenie skóry, szybszą regenerację w nocy, czy po retinalu czy subtelnym kwasie, oraz w te dni kiedy daje skórze się zregenerować i używam głównie fermentów i ceramidów.
Na pewno dołożyła cegiełkę do pielęgnacji, ale nie jest jej główną gwiazdą, to przyzwoita tonizacja i wstępne nawilżenie skóry połączone z jej łagodzeniem i subtelnym rozpromienianiem.
Na dzień używam ją zależnie od stanu skóry, kiedy rano wydaje się odwodniona, aplikacja nawet dwóch warstw na wilgotną od hydrolatu skórę wstępnie przygotowuje ją do bardziej napinającej i nawilżającej pielęgnacji z peptydami,kiedy używałam jeszcze toner Bielendy ujędrniające peptydy, bardzo fajnie ze sobą współpracowały, esencja dawała nawilżenie,którego w tonerze z peptydami było za mało,za to ten skórę bardziej wygładzał i nasycał.
Ta esencja też wygładza skórę,a do tego daje takie subtelne glow.
Miałam małe wątpliwości czy dobrze je łączyć z peptydami, z racji naturalnych kwasów w ślimaku, ciężko ocenić czy rzeczywiście takie też niwelują efekt, także nie używam jej codziennie i wybieram wtedy inny toner, albo po prostu rezygnuje z peptydów i dokładam jeszcze serum Cos de Baha z ślimakiem oraz ceramidowym Spf z Purito Seoul.
Pod warunkiem,że rano wstanę z skórą w dobrej formie i mogę pozwolić sobie na zrezygnowanie z ujędrniajacych serum z peptydami.
Esencja sama w sobie nie daje mi takiej szklanki jak serum Cos de Baha,to na pewno,ale też fajnie się razem uzupełniają, esencja nawilża a serum z CDB nadaje glass i napięcie skóry, efekt się tylko potęguje,domyślam się,że z serum i kremem z tej serii może dawać to zbliżony efekt,ale to tylko moje przypuszczenia.
Jeśli chodzi o działanie na dłuższą metę, to na pewno jest to stopniowe rozjaśniane skóry,wygładzanie,wydaje się bardziej promienna,ale nie są to jakieś intensywne efekty,to w końcu esencja, ślimaka mamy tu 3%.
Ja widzę subtelna różnice,ale moja skóra ma już dużo większe wymagania,widzę te różnice kiedy dołączę jakiś produkt do bieżącej pielęgnacji.
Reasumując, porządna esencja, na 4, być może nie zastąpi mi koreańskich esencji czy tonerów na dzień, ale na noc jest taką bezpieczną opcją pod dobre serum i krem,zawarte w niej substancje z dnia na dzień robią co mają robić, poprawiają stan skóry,ale jeśli mam do niej wrócić,to raczej w promocji.
Jej cena w porównaniu do niektórych koreańskich tonerów i esencji jest niższa,ale nadal wyższa,niż dużej ilości innych dostępnych na rynku.
Na pewno jej zaletą jest bogaty skład i żelowa szybko wchłaniająca się formuła.
Przechodząc do technicznych aspektów, zapakowana jest w plastikową butelkę na zatrzask,ma średnio płynna konsystencje, żelowo- płynną, jak rozwodnione serum i to ją na pewno wyróżnia.
Zapach akurat jest dla mnie trochę męczący na dłuższą metę, taka cytrusowa świeżość, ale na szczęście szybko się ulatnia i zanika pod innymi kosmetykami.
Być może jeszcze do niej wrócę.
Zalety:
- Bogaty w aktywne substancje skład (śluz ślimaka, betaina niacynamid,centella).
- Żelowa konsystencja, szybko się wchłania,po kilku minutach skóra nie lepi się,jest lekko napięta, gładsza,ukojona a zaczerwienienia lekko rozjaśnione.
- Przyspiesza regenerację skóry.
- Nie przetluszcza, nie obciąża,będzie dobra pod makijaż, albo jako lekkie serum dla skóry tłustej czy młodszej.
- Nadaje takie subtelne glow i rozpromienia.
Wady:
- W moim przypadku przy skórze mieszanej,ale dojrzalszej żeby osiągnąć wspomniane efekty muszę nałożyć go w dwóch warstwach i uzupełnić innymi kosmetykami.
- Nawilżenie jest dla mnie optymalne,czyli po prostu dobre.
- Cena nie należy do niskich jak na taki produkt,ale też nie jest w pułapie tych koreańskich.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie