Clinique Almost Lipstick (Błyszczyk w formie pomadki) 

Trochę nie wiem, co myśleć o tej pomadce, bo z jednej strony jest naprawdę ładna, ale z drugiej – czy jest warta swojej ceny? Chyba nie do końca. Kolor jest świetny, taki subtelny, jakby naturalnie podkreślający usta, ale to bardziej efekt błyszczyka niż pomadki. Jest lekka, nie klei się i daje fajne, świeże wykończenie. Opakowanie też robi wrażenie – minimalistyczne, eleganckie, bardzo dobrze się prezentuje. Przyjemnie się ją aplikuje, nie wysusza ust, ale też nie daje jakiegoś super nawilżenia. Po prostu taki ładny kosmetyk do delikatnego podkreślenia ust. Tylko że za tę cenę można znaleźć coś równie dobrego albo nawet lepszego. Trwałość jest raczej przeciętna, szybko się ściera i wymaga częstych poprawek. Jeśli ktoś lubi taki efekt, to pewnie będzie zadowolony, ale dla mnie to raczej produkt, który fajnie mieć, ale bez którego spokojnie można się obejść.

Kupiłam go przypadkowo i szczerze przepadałam, prześliczny kolor, długo się utrzymuje i jest bardzo wydajna. Bardzo chętnie kupię ponownie, mimo, że nie jest najtańsza moim zdaniem warto zainwestować nie będziecie żałować.

Oceniam kolor Black Honey. Zachwalany jako połączenie pielęgnacji z makijażem, jako nawilżający balsam, jako kolor, który pasuje każdemu. Skusiłam się, kupiłam, wydałam pieniądze (niemałe). I co? I gucio. Chce ktoś odkupić? Opis producenta, że jest to "aksamitno-kremowa, odżywcza pomadka" nijak nie przystaje do moich odczuć (może dostałam inny produkt?) - jest to raczej cienka wazelinka, która w dodatku nierównomiernie pokrywa usta, co za tym idzie również kolor nierówno się rozkłada. No właśnie, kolor - miał pasować wszystkim, najwyraźniej "ja nie jestem wszyscy". Mam ciepły typ urody i ten kolor z pewnością mi nie pasuje, wybija się w nim zimny, fioletowy podton. Usta pokryte tym produktem wyglądają zresztą dość dziwnie, bo z jednej strony kolor (black honey) jest dość ciemny, a z drugiej półtransparentny i nierówno się rozkłada... Trwałość jest słaba, jak każdego zwykłego błyszczyka - do pierwszego posiłku/napoju. "Odżywcza pomadka", która "pielęgnuje" - jeszcze do tego się odnieśmy, bo o pielęgnacji nie może być mowy, przeciwnie, moje usta ten produkt dodatkowo wysusza... Do pielęgnacji już lepiej użyć wspomnianej w tytule Nivei, wyjdzie taniej i lepiej dla ust (a wersja Blackberry Shine będzie miała nawet podobny kolor). Za cenę tego badziewia można kupić jakichś 15 Nivei, tak że polecam rozważyć ;) Jedyny plus to ładne, eleganckie opakowanie - jednak i tu się lekko przyczepię, bo jak na produkt z wyższej półki to jest bardzo lekki - co dla niektórych pewnie będzie plusem, ale ja osobiście lubię, kiedy szminka "dobrze leży" w ręku i czuję "wagę luksusu" ;))

Kupiłam go po zapewnieniach że pasuje każdemu, oraz dlatego że podobała mi się jego częściowa transparentność i możliwość nadbudowywania koloru. Byłam pozytywnie zaskoczona tym że faktycznie pasuje nawet do mojego typu urody chociaż zwykle w mocniejszych kolorach na ustach nie wyglądam zbyt dobrze. To przede wszystkim świetnie nawilżający balsam, w pięknym opakowaniu. Nie powala trwałością ale nie oczekiwałam w sumie od balsamu super trwałości.

Zaintrygowana opisem produktu postanowiłam kupić pomadkę do ust w sztyfcie Almost Lipstick marki Clinique. Pomadka w kolorze 06 Black Honey zachwyciła mnie od pierwszej aplikacji. Produkt ma przyjemną kremowo-aksamitną konsystencję, co sprawia, że bardzo ładnie rozprowadza się na ustach. Pomadka ma transparentny pigment, który po aplikacji na ustach sprawia, że uzyskujemy naturalny efekt make-up no make-up. Usta po aplikacji pomadki prezentują się bardzo naturalnie, ponieważ podkreślona jest jedynie ich naturalna barwa oraz uwydatniony jest ich zdrowy wygląd. Co ciekawe, że każdorazowa dodatkowa aplikacja pomadki sprawia, że kolor ust staje się bardziej wyrazisty. Pomadka ma swoje intrygujące właściwości, ponieważ dopasowuje się ona indywidualnie do koloru ust i na każdej osobie prezentuje się ona inaczej. Pomadka jest wyjątkowo wydajna. Produkt po zaaplikowaniu sprawia, że usta są nawilżone i gładkie. Pomadkę można stosować jako bazę pod inny produkt lub aplikować na zastosowaną inną szminkę. Atutem pomadki jest fakt, iż nie zawiera substancji konserwujących, parabenów, parafiny oraz oleju palmowego. Opakowanie pomadki jest proste i bardzo wygodne w codziennym użytkowaniu. Pomadka jest ścięta pod kątem co ułatwia aplikację. Cena pomadki jest adekwatna do jakości, uzyskanych efektów oraz cen produktów z tej samej półki cenowej.

Jako że platformy internetowe bombarduja wręcz reklamami i opiniami na temat tego błyszczyka postanowiłam go wypróbować i ja. Jakie przemyślenia ? Kolor bomba. Odcień black honey wydaje się stworzony dla brunetek ale ja jestem blondynką i na moich ustach też prezentuje się świetnie. Dużo osób już komplementowało i pytało co to za błyszczyk o tak pięknym kolorze. Nawilżenie, które oferuje błyszczyk równie świetne. Naprawdę czuję że ten błyszczyk otula i nawilża moje wargi które mają dużą tendencję do pierzchnięcia. Formula i lekkość idealna szczególnie na lato. Trwałość, niestety kiepska. Po 30 minutach po błyszczyku nie ma śladu niezależnie od tego czy coś piłam, jadłam czy nie. Jeśli więc zależy nam na tym żeby wyglądać ładnie z tym błyszczykiem cały czas musimy się liczyć z koniecznością jego ponownej aplikacji w sumie … co chwilę. Biorąc pod uwagę tą słabą trwałość oraz cenę błyszczyka która do niskich nie należy zastanowię się mocno nad ewentualnym ponownym jego zakupem.

Kupiłam ten produkt dosyć spontanicznie, przez nagły szum jaki się zrobił wokół tego produktu. Zauroczyłam się nim bardzo. Piękny kolor, który podkreśla usta i dodaje im blask. Jest to świetny produkt, ale czy jest warty swojej ceny? Myślę, że istnieje w tym momencie bardzo dużo tańszych zamienników, które równie pięknie będą wyglądać na ustach. Ja jestem zdecydowanie na tak, ale rozumiem też dlaczego dla kogoś może to nie być niezbędnik.

Błyszczyk który daje idealny kolor ustom! Wygląd perfekcyjny, usta wyglą super. To produkt, który spełnia obietnice producenta. Jest lekki jak błyszczyk, ale zapewnia intensywność koloru typową dla pomadki. Idealny dla tych, którzy szukają produktu wielofunkcyjnego, który nie tylko upiększa, ale również dba o usta. Gorąco polecam każdemu, kto chce dodać swojemu makijażowi ust delikatnego blasku i koloru.

No błyszczyk to to na pewno nie jest. Jest to półtransparentna odżywcza pomadka. Owszem wykończenie jest połyskujące, ale jest to taki połysk wynikający z dodatku składników odżywczych, a nie połysk typu błyszczyk. Jest bardzo komfortowa na ustach, niewyczuwalna, a jednocześnie odżywcza i to się akurat czuje, ale to plus. Mam ciemniejszy odcień black honey, który na ustach jest dużo jaśniejszy niż kolor pomadki samej w sobie. Trwałość - do pierwszego posiłku.

Kupiłam odcień Pink Honey, kóry ma nadawać ustom delikatny, miękki różowy, bardzo łagodny kolor. Nazwa jest myląca, nie jest to błyszczyk, a pomadka, która daje efekt jak Nivea Raspberry Shine, tylko o bardziej aksamitnej konsystencji. Ogólnie wrażenie na ustach jest bardzo znaczące. Przyjemniej (i dłużej!) nosi się tą od Clinique i zgadzam się z poprzedniczką, że tańsze pomadki nie zastąpią tej. Pomadka nadaje naprawdę bardzo delikatny efekt właśnie w stylu no-makeup. Dzięki transparentnemu pigmentowi nadaje ustom miękko błyszczące wykończenie. Wrażenia z noszenia są świetne, usta są mięciutkie, ładnie podkreślone. Jeżeli szukasz delikatnego efektu, w eleganckim opakowaniu to pomadka dla Ciebie. Opakowanie: bardzo smukłe, srebrne, w dotyku jak "czesany metal". Zauważyłam, że sztyft czasem obkręca się podczas aplikacji co jest bardzo irytujące. Za taką cenę (zapłaciłam w sklepie stacjonarnym 135zł) spodziewałam się jednak produktu bez niedoskonałości (obkręcanie) oraz dłuższego efektu nawilżenia. Produkt kupiłam w Douglasie, konsultantka poleciła mi ją jako pielęgnującą pomadkę i taka jest.

Po pierwsze zacznę od tego, że pomadka w Nivea w kolorze blackberry czy z Isany nie są jego zamiennikami i nie ma się co do tego łudzić. Uważam, że błyszczyk jest przepiękny, wygląda świeżo, ma oleistą konsystencje i nawilża usta:) Mam wrażenie, że niektórzy nakładają go za dużo, bo chcą uzyskać taki ciemny efekt jak jest w opakowaniu, ale przy tylu warstwach wygląda on źle i po prostu ta pomadka nie jest do tego stworzona. Ona ma na celu zostawić taki piękny efekt, make up-no make up z lekko podrasowanymi usteczkami w niebanalnym tonie. Szczerze, to ja go bardzo lubię w takim wydaniu. Bardzoo lubię go używać i mam przyjemność z jego stosowania. Mi się udało go zdobyć za 70 zł.

Naprawdę fajna pomanda, która wydobywa twój naturalny kolor ust. Jednak zważając na bardzo wysoką cene produktu ( ja zapłaciłam ok 120 zł) to uważam ze napewno znajdzie się coś tańszego i równie fajnego tym bardziej ze pomadka od Clinique nie jest mocno nawilżająca przynajmniej na moich ustach moje wręcz powiedzieć ze nakładam na nią jeszcze zwykła bezbarwna nawilżającą pomadkę ( ale ja tez potrzebuje dużego nawilżenia. Ostatecznie nie żałuje zakupy, lubię ją używać ale nie odmieniła moje życia :) Jeżeli chodzi o kolor to naprawdę magia jak ładnie się dopasowuje. Opakowanie również jakoś mocno mnie nie zachwyca za tą cene chciałam mieć coś ładnego a jest takie normalne co prawda spełnia swoje warunki ale to nie to :p

Umówmy się - to nie jest błyszczyk w formie pomadki. To lekko błyszczący balsam. Jako balsam sprawdza się dobrze, nieźle nawilża, daje lekki połysk. Czy daje jakikolwiek kolor? To już zależy od koloru ust. Jak ktoś ma blade/jasne usta to może będzie zadowolony z efektu. Niestety moje usta mają naturalnie intensywny kolor, więc nawet dwie warstwy nic nie dawały. Żeby zobaczyć kolor musiałabym nałożyć naprawdę wiele warstw, co wiązałoby się z bardzo szybkim zużyciem produktu. Kupując Black Honey radzę nastawiać się na to, że kupuje się drogi balsam, który dobrze nawilża, ale prawie nie daje koloru i nie utrzymuje się bardzo długo, bo inaczej można się rozczarować. Daję 3 gwiazdki, ponieważ internetowy szał sprawił, że spodziewałam się czegoś więcej.

Pomadka nadająca kolor ust o bardzo fajnej, nawilżającej formule. Konsystencja pomadki jest jak masełko, bardzo łatwo i przyjemnie rozprowadza się ją na ustach. Jest mięciutka, niestety szybko się kończy a nie należy do najtańszych. Podobało mi się połączenie pielęgnujących właściwości z nadawaniem koloru ustom. Jest trwalsza niż błyszczyk, ma pielęgnujące właściwości jak lekki balsam do ust. Lubiłam ją, szkoda, że nie jest tańsza, bo chętnie bym po nią sięgała.

Bardzo długo marzyłam o tej pomadce. Kiedy zdecydowałam się na zakup, miałam już za sobą dziesiątki obejrzanych filmików, zdjęć, przeczytanych recenzji. Produkt zdobyłam w stacjonarnym sklepie Clinique. I chyba jeszcze nigdy się tak nie rozczarowałam. Opakowanie pomadki jest dość klasyczne, kompaktowe, lekkie, ale nie prezentuje się najlepiej. Dodatkowo słabo ochrania produkt. Pomadka spadła mi przypadkowo raz i ,,złamała się" w środku u podstawy. Formuła jest bardzo lekka. Po nałożeniu jednej warstwy efekt jest praktycznie znikomy, ale nadaje zdrowego blasku. Niby nazwa wskazuje, że jest to Almost Lipstick, pomimo to oczekuje się jednak większego pigmentu. Należy nałożyć naprawdę kilka porządnych warstw, aby faktycznie nadać głębię swoim ustom. Dodatkowo pomadka szybko się ściera, przez co trzeba ją nakładać dość często. To akurat przychodzi z niezwykłą łatwością i nie wymaga lusterka. Minusem jest z kolei większe zużycie produktu. Działanie z kolei jest znikome. Zgodnie z opisem producenta powinna nawilżać, pielęgnować, nadawać miękkości i elastyczności. Nic z tego nie zauważyłam. Wręcz odwrotnie - poprawiając ją wielokrotnie w ciągu dnia odniosłam wrażenie, że usta są co raz bardziej suche. Podsumowując: ja się z tym produktem nie polubiłam. W takiej cenie oczekuje się zdecydowanie wyższej jakości.

Uchodzi za kultowy kosmetyk. Moją pierwszą dostałam w prezencie od firmy. Clinique często miewa w USA "Bonus Time" i jest to okazja do wypróbowania kosmetyków. Zobaczywszy kolor "Black Honey" byłam trochę rozczarowana, bo nie widziałam zastosowania tak ciemniej, brązowej pomadki. Ale ona na ustach wygląda pięknie. Kolor ma delikatny, ale widoczny. Ma piękny błysk (bez drobinek) i znakomicie nawilża usta. Nie ma żadnej lepkości (nienawidzę błyszczyków sklejających usta). Kolejną już sama kupiłam, bo jest to jeden z moich ulubionych kosmetyków do ust. W szminkach na codzień bardzo lubię lekkie krycie i mocne nawilżenie. Wymaga konturówki i dwóch, trzech warstw, jeśli chcemy wyglądać bardziej elegancko, a jedna warstwa bez konturówki jest świetna na udawanie, że na makijażu nam niezbyt zależy. Piękne, eleganckie opakowanie. Warto też zaznaczyć, że Black Honey ma tańsze odpowiedniki (ang. dupes, z innych firm). Żadnych nie próbowałam, ale łatwo znaleść info. Jestem ciekawa jak się sprawdzają, bo chętnie miałabym coś podobnego za mniejsze pieniądze.

Błyszczykiem bym tej pomadki nie nazwała, choć ładnie podkreśla usta dając taki efekt 'tafli'. Odcień Black Honey - naturalny, lekko podbijający naturalny kolor ust, można efekt stopniować dodając więcej warstw. Kosmetyk dobrze nawilża i chroni usta, ogólnie jest przyjemny w użytkowaniu. Bardzo wydajny. Nie ma żadnego zapachu i w tym przypomina najbardziej zwyczajną pomadkę ochronną (zresztą jest nawet wysuwana), ale maluje się nią dużo łatwiej - jest taka śliska na ustach. :D Myślę, że ten produkt idealnie sprawdzi się w makijażu "no make-up", na co dzień i wtedy, kiedy podkreśliwszy już mocniej oko chcemy, aby usta wyglądały neutralnie i niespecjalnie się wybijały w makijażu.

Cudowna pomadka/błyszczyk. Lekka konsystencja, długo utrzymuje się na ustach, świetnie pielęgnuje, nie wysusza. Ściera się równomiernie. Ja mam kolor Black Honey i jak ja otworzyłam, to byłam zdumiona, że taka ciemna, ale na ustach jest trzy razy jaśniejsza, doskonała. nie należy się kierować kolorem w opakowaniu. Jedyny minus to zapach barwnika, ale jak się wybiera produkt bez sztucznych dodatków zapachowych, to trzeba się z tym liczyć. Na szczęście na ustach go nie czuć. Na pewno sięgną także po inne kolory. Używam tego produktu od: 6 miesięcy Ilość zużytych opakowań: 1