Oczywiście ogromną zaletą jest tutaj możliwość skomponowania własnej palety gdzie to my będziemy mogły decydować jakie kolory się w niej znajdą. Można kupić magnetyczne kasetki w Inglocie(które są bardzo praktyczne i funkcjonalne), a można zrobić jak ja i kupić sobie paletkę magnetyczną z ulubionym wzorem(ja mam paletkę w kici łapki <3 :D ).
Ciężko mi jest ocenić cienie Inglota.
Dużo zależy od wykończenia:
-najlepsze jakościowo są cienie PEARL-miękkie, napigmentowane oraz przyjemne w aplikacji. Dobrze się łączą z innymi cieniami,zarówno Inglota jak i innymi markami. Wykończenie to miękki i satynowy błysk-fanki błysku, drobinek i brokatu nie będą tu w pełni usatysfakcjonowane. To wykończenie dobre do spokojnego i subtelnego makijażu oka.
-bardzo fajne są też cienie AMC SHINE-wprawdzie troszkę mozolniej się je buduje(ciut słabsza pigmentacja i nieco bardziej sucha konsystencja), ale można uzyskać nimi ładny i nasycony efekt. Lubię ich wykończenie-błysk z migoczącymi drobinkami, nierzadko ciekawie opalizującymi na inny kolor.
-DOUBLE SPARKLE, czyli mat z drobinkami. W tym wykończeniu cienie są różne. Jedne miękkie, z dobrą pigmentacją oraz widocznie iskrzącymi drobinkami, drugie zaś suche i tępe, które praktycznie znikają podczas aplikacji. Tu trzeba dobrze przemacać testery i samemu ocenić, zależnie od swoich potrzeb i upodobań. Cienie o tym wykończeniu są ładną oraz fajną opcją do dziennych makijaży minimalistycznych.
-MATTE. Maty w Inglocie są słabe, a przynajmniej te na które ja trafiałam. Suche, zbite i twarde, ciężkie w aplikacji oraz rozcieraniu. Wyjątkiem był bordowy cień, który dostałam kiedyś gratis do zamówienia, pigment zabójczy, ale za to trudniejszy w roztarciu do chmurki.
Trwałość mają przyzwoitą-na bazie pod cienie(mam tłuste i padające powieki, więc trudniejsze warunki dla makijażu oka) w stanie dobrym wytrzymują do 10h bez rolowania się w załamaniu. Jedynie po 5-6h troszkę blakną i tracą na intensywności.
Nie osypują się oraz nie pylą w znaczącym stopniu, nawet te ciemniejsze kolory.
Mam kilkanaście Inglotów w swojej kolekcji i uważam, że nie są makijażowym objawieniem oraz must have, zwłaszcza przy dzisiejszym rynku kosmetyków kolorowych, który jest mega bogaty, różnorodny oraz jakościowy.
Jednak są kolory, które są bardzo ciekawe oraz warte uwagi i dla nich warto odwiedzić salon Inglota.
-31 AMC SHINE-nietuzinkowy odcień, taki raz brąz/mauve/taupe, to zależy od światła i kąta pod jakim patrzymy. Mieni się na złoto i ma w sobie subtelne drobinki(złoto, srebro i lila). Jest troszkę bardziej suchy i zbity, ale warto się pomęczyć, bo ciekawy efekt daje.
-46 AMC SHINE-na pierwszy rzut oka szampański beż, a na powiece opalizuje na róż, ma w sobie subtelne drobiny srebrne i liliowe. Tak ja wyżej-trochę suchy, ale dla efektu warto, fajny do rozświetlania kącików.
-160 AMC SHINE-mocno błyszczący stalowy wrzos, mega pigmentacja i przyjemna aplikacja.
-170 AMC SHINE-błyszczący buraczkowy z drobinkami złotymi, różowymi, a nawet zielonkawymi(!), bardzo ciekawy kolor i dobre właściwości.
-399 PEARL-satynowy jaśniejszy róż, ale nie rozbielony czy tandetnie perłowy. Taki subtelny odcień do lekkich makijaży.
-402 PEARL-odcień już kultowy, średni taupe. Błyszczący, mięciutki i bardzo, bardzo ładny. Nie jest ciepły, ale też nie jest trupi i siny. Idealny do dziennego makijażu.
-456 DOUBLE SPARKLE-piaskowy beż ze złotymi drobinkami. To jest mój ulubieniec do makijażu dziennego-subtelna mgiełka stonowanego nude koloru, ale drobinki ładnie i subtelnie migoczą rozświetlając powiekę, więc nie jest nudno ;)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie