Niezła, choć ma parę wad ;).
Mam w swojej kolekcji sporo palet - jedne ubóstwiam, drugie tylko lubię, a o kilku wolałabym zapomnieć ;).
W makijażu oczu nie jestem konsekwentna - raz stawiam na błysk i intensywny kolor, innym razem wybieram stonowane, delikatne maty - wszystko zależy od mojego nastroju, pory roku, sytuacji itd.
W paletach cenię sobie przede wszystkim doskonałą jakość, odpowiednią formułę cieni, odpowiedni dobór kolorów i rozwiązania łączone, czytaj - muszą w jednym pudełku być i maty, i błyski. Do tego oczywiście piękne i praktyczne opakowanie, odpowiednia do jakości cena i wisienka na torcie - delikatność dla oczu wrażliwych.
Paleta od Physicians Formula wizualnie naprawdę mnie zachwyciła - urocze opakowanie (choć nie posiada ono lusterka i za to mały minus) utrzymane w egzotycznej stylistyce, ale przy tym solidne. Łatwo je otworzyć bez łamania paznokci, a wewnątrz znajduje się dwustronna pacynka - dla mnie zupełnie zbędna, ale miło, że producent o tym pomyślał.
Same cienie prezentują się naprawdę interesująco - część ma gładką fakturę, część ma wytłoczony wzorek. Wszystko wieńczy kokosowy zapach - delikatniejszy, niż w rozświetlaczu, egzotyczny i bardzo przyjemny.
Bardzo przypadła mi do gustu kolorystka - mamy tutaj łącznie 12 pięknych i wbrew pozorom doskonale do siebie pasujących kolorów - jest tutaj pięć błysków (m.in. odcienie różu, złota, brązu, fiolet i turkus) oraz cienie matowe - biel, beż, jasny, przybrudzony róż, ciemniejszy fiolet (bardziej wrzos), rudawy, ciepły brąz, ciemny, czekoladowy brąz i jaśniejszy, dobry w załamanie powieki.
Niestety, nie do końca zgodzę się z tym, że cała paleta jest ''butter'' - owszem, część cieni taka jest i przyznam, że używam ich z nieksrywaną satysfakcją - należy do nich nr 5 Sightseeing oraz nr 9 Ready for Rio - z pozoru są podobne, ale 9 bardziej wpada w róż - oba te kolory cudownie lśnią na powiekach, mają aksamitną formułę i trzymają się cały boży dzień nawet bez Glitter Pimera. Nie spadają z pędzla i nie osypują się, za co ogromny plus. Kolejnym, błyszczącym ulubieńcem jest fiolet, nr 10 Pier Pressure - jest równie kremowy, co dwa wspomniane wcześniej kolory, łatwo go zblendować i można go bez problemu dołożyć, bez obaw o osyp.
Z matów natomiast uwielbiam biel i beż - są miękkie, ale nie pylą, dobrze trzymają się pędzli i łatwo je zblendować z innymi kolorami. Wrzos też jest ładny, ale niestety pyli i trzeba go dokładać, by uzyskać satysfakcjonujący efekt - ale jest do ogarnięcia i można uzyskać nim efektowny makijaż.
Teraz pora na cienie, które nie do końca mnie zadowoliły i są trudne w obsłudze - przede wszystkim wszystkie brązy! Ten najciemniejszy mógłby być lepiej nasycony ,choć nie wiem, czy to dobry pomysł, bo ten gagatek lubi robić plamy. Trzeba aplikować go warstwami - im mniej, tym lepiej, a i tak jak ręka się omsknie, to lubi na powiekach wyglądać brudno i niezbyt ładnie.
Ten jaśniejszy nadaje się w załamanie powieki, ale u mnie niemal go nie widać - choć pewnie to wina mojej karnacji, ale i tak nie przepadam za nim, bo pyli. Jasny, matowy róż też mnie nie zachwycił, choć pyli mniej od swoich kolegów - ale trudno u mnie wydobyć z niego cokolwiek, właściwie na mojej skórze niewiele się różni od matowego beżu ;).
Największym rozczarowaniem są natomiast turkus (nr 11) oraz ten złocisty brąz z lewego, dolnego rogu (nr 4) - o ile swatche wypadają super, to niestety, na powiekach trudno z nich cokolwiek wydobyć - spadają z pędzla, wypadają też znacznie jaśniej, niż w palecie, pigment jest jakby rozmyty, przez co trzeba się bardzo natrudzić, aby było cokolwiek widać i aby kolor był nasycony - na Glitter Primerze turkus daje radę, ale ten złoty brąz jest beznadziejny, on na niczym nie wygląda ładnie...
Wszystkie cienie cechuje jedno - są delikatne dla wrażliwych oczu i dobrze się trzymają nawet bez bazy - choć maty i te ''trudne'' błyski nieco krócej, od pozostałych, ale spokojnie utrzymują się cały dzień. Choć cienie różnią się konsystencją, wykończeniem i pigmentacją, to ogólnie rzecz biorąc, paleta nie jest zła - byłabym niesprawiedliwa mówiąc tak, tym bardziej, że tak po prostu nie jest, a kilka kolorów towarzyszy mi ostatnio niemal codziennie - ukochałam sobie zwłaszcza nr 5, chyba szybko go zdenkuję, bo wygląda u mnie obłędnie ;).
Kilka rzeczy jest wprawdzie do poprawki, mile widziane byłoby także lusterko (za to pacynka jest totalnie niepotrzebna), ale jakościowo paleta naprawdę jest fajna i można wyczarować nią piękny i co ważne, trwały makijaż.
Czy powtórzę zakup? Być może, nie wykluczam tego - choć zanim zużyję tę paletę w całości, to pewnie trochę czasu minie.
Czy mogę ją polecić? Myślę, że tak - kolory są piękne, użytkowe i uniwersalne - każda z nas znajdzie tutaj coś dla siebie, stworzymy nią zarówno makijaż dzienny, jak i wieczorowy.
Ponadto jej cena jest zachęcająca, a dodatkową przyjemność sprawia kokosowy, egzotyczny zapach - więc tak, mogę polecić Wam Butter Eyeshadow - bo choć idealna nie jest, to jest po prostu dobra i upiększy każdą z nas :).
* Dziękuję Klubowi Recenzentki za możliwość przetestowania zestawu Physicians Formula *
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl