Moje włosy nie są farbowane, a też się nie sprawdził. I na pewno nie powiedziałabym o tym kosmetyku, że jest naturalny! Właściwie działa jak megasztuczny specyfik, nafaszerowany wszystkim, czym się da.
Jeśli to jest szampon typu eko-natura-organik do kwadratu, to ja jestem - że zacytuję pana Paska - "ksiądz z ogolonemi wąsami i Fioletową Sutanną". Kędyż to umiar, mocium panie?! Umiaru zabrakło. Myślę, że przegięto z ilością składników roślinnych, które w Europie nie służyły nigdy i raczej nie służą do pielęgnacji włosów. Jedynie cytrusy ujdą w tym tłumie. Za dużo jest tu olejków tak poza tym!!! To szampon ma być, a nie balsam do włosów. Co za dużo, to niezdrowo. Co za dużo, to i fioletowa świnia nie chce.
Pierwsza rzecz, jaka mnie przeraziła, to kolor szamponu po nalaniu na dłoń. Wściekły fiolet z dziwnymi, nieregularnymi pasmami. Coś jak opal. Rozlana na jezdni, opalizująca kropla benzyny albo innego świństwa.
Druga rzecz, ohydny, mocny zapach. Nawet trudno mi go do czegoś porównać, tak jest sztuczny. Rozumiem, że ma to udawać woń fiołków, ale nie ma z nią wiele wspólnego. Akurat wiem, jak pachną kwiaty i zioła, a takich woni tutaj brakuje. Skojarzenie - dom pogrzebowy.
Trzecia sprawa, ta cholerna piana. Także fioletowa. Tak się pieni, jakby koniec świata nadchodził. Zaskoczyło mnie to bardzo, bo szampony, którymi myję głowę, mają bardzo umiarkowaną pianę, co wskazuje zresztą na ich nieprzefaszerowany skład. Tyle mi tej piany na głowie powstało, że pospadało na twarz i poszczypało w oczy.
Po czwarte, już przy spłukiwaniu czułam, że coś mi dziwnego się z włosami stało. Nie były gładkie, jak zwykle, tylko nieco szorstkie (jakby mi łuski pootwierało, choć spłukiwałam włosy chłodną wodą). Co jeszcze dziwniejsze, włosy były ewidentnie powleczone jakąś dziwną substancją.
Po wysuszeniu - istna tragedia. Te włosy nie wyglądały jak umyte! Efekt był podobny do tego, jaki miałam kiedyś na głowie, gdy omyłkowo zabrałam pod namiot nie szampon, a balsam do włosów i umyłam nim głowę! ZGROZA. Włosy stały się ze dwa razy cięższe! Nie były puszyste, oczywiście, tylko diabelnie obciążone nie wiadomo czym. Mam cieniutkie włosy i to im z pewnością nie służyło. Wizualnie też. Wyglądały baaaardzo źle.
Po piąte, miały się błyszczeć, a były bardziej matowe niż normalnie.
Oddałam go mamie. Niech porówna działanie Daddy-o do działania jej ulubionego szamponu fioletowego z Rossmanna, który ogromnie chwali. Jeśli mama będzie miała inne wrażenia, to podwyższę ocenę. Na razie pała!
Jestem na nie! Tak złego szamponu od niepamiętnych czasów nie miałam. Uczciwszy uszy... Flying in a Violet Shit!!!
Używam tego produktu od: tygodnia
Ilość zużytych opakowań: tylko dwa mycia i już podziękuję