Sulphur Zdrój Buska maska siarczkowa (nowa wersja) 

Mimo 47 wiosen na karku udało się mi zachować szczupłą sylwetkę (przy 172 cm wzrostu noszę rozmiar ubrań 36). Sporo się ruszam, unikam windy, regularnie pływam i ćwiczę w domu. Niemniej trudno jest oszukać metrykę i skóra, nawet przy szczupłej sylwetce, zaczyna tracić jędrność. U mnie też zaczęła działać grawitacja, pojawił się niewielki cellulit. Ocenianą tutaj maskę zakupiłam w sklepie internetowym producenta. Nie spodziewałam się cudów - a jednak cud się zdarzył. Ale po kolei. W starej wersji tego produktu ( w KWC widniejącej w kategorii "zapomniane") opakowanie jest lekko przedpotopowe. Teraz producent funduje nam miłą dla oka szatę graficzną, a plastikowy słoiczek jest dodatkowo zabezpieczony plastikowym paskiem. Sama maska to właściwie gęsta pasta o białym kolorze i ciekawym, choć innym niż w większości znanych mi kosmetyków zapachu, z wyraźnie wyczuwalną eukaliptusową nutą. Ja nakładałam to cudo trzy razy w tygodniu na uda i dodatkowo owijałam je folią. Na pośladki brzuch- bez woli i tak kucałam w wannie przez 15 - 20 minut. Wiem, trochę to czasochłonne i kłopotliwe, ale wierzcie mi , warto. Maska nie zasycha, ale też nie spływa. Przy spłukiwaniu trzeba sobie trochę pomóc łapką lub myjką. Efekty są spektakularne zwłaszcza na udach - cellulit wyraźnie się zmniejsza, jeżeli się weźmie skórę w tym miejscu pomiędzy dwa palce, to już po pierwszym użyciu widać wyraźnie, że ta skórka pomarańczy jest niemal niezauważalny. Poza tym skóra całego ciała jest wyraźnie miękka, gładka, świetnie nawilżona, nie potrzebuje już żadnego kremu czy balsamu. No cud, wyraźnie cud. Maska oczywiście nie posiada właściwości wyszczuplających (których ja resztą nie potrzebuję i których producent nie obiecuje), po prostu poprawia wygląd skóry dotkniętej cellulitem. Przy stosowaniu maski trzy razy w tygodniu dosyć szybko się skończyła, więc zaczęłam drugie opakowanie. Naprawdę warto.