Kupiłam ten puder przerażona ilością włosów, które wręcz wyłaziły mi z głowy. Były wszędzie! Na poduszce, na bluzkach, na dywanie, na podłodze w łazience po porannym czesaniu, w odpływie, a na szczotce zostawał taki pęk, że bałam się spojrzeć w lustro w obawie, że na głowie już nic mi nie zostało...
Stare (czyt. wypróbowane podczas poprzedniego wzmożonego wypadania) sposoby na odratowanie przerzedzającej się czupryny tym razem zawiodły...
Wróciłam do olejowania Sesą i Amlą oraz do stosowania mydełka Sesa, ale... usłyszałam akurat o nowym sklepiku internetowym, w którym ten puder można było dorwać w cenie 8zł bez dodatkowych kosztów za wysyłkę :D
Kupiłam 2 opakowania Kapoor Kachli, jedno pudru Neem oraz jedno Tulsi :pazurki:
<b>Jak wrażenia?</b>
Kupując produkt, który ma w nazwie słowo "puder", oczekiwałam czegoś drobno zmielonego przypominającego sypki puder jaki stosuję do wykończenia makijażu. Po otwarciu kartonowego pudełka naszym oczom ukazuje się przezroczysty woreczek pstrokato ozdobiony napisami "Hesh", w którym znajduje się coś, co wygląda na ów drobno zmielony proszek.
Dopiero po wymieszaniu pudru z wodą okazuje się, że Kapoor zawiera różnej wielkości maleńkie patyczki i paprochy oraz coś, co przypomina piasek (?).
Zapach powalił mnie na kolana, a zaznaczam, że jestem wielbicielką przeróżnych zapachów, w tym nielubianego przez wielu piżma, drzewa sandałowego czy kadzidełek... Przypomina mi imbir zmieszany z pieprzem mielonym... Nic przyjemnego, a smrodek towarzyszy nam jeszcze przez kilka godzin po zmyciu pudru z włosów.
<b>Jak stosowałam?</b>
Mieszałam z wodą - bardzo trudno dobrać odpowiednie proporcje by nie wyszła brunatna woda ani zbyt gęsty glut. Puder nie chce łączyć się z wodą, wygląda to tak, że puder nawet po kilkakrotnym zamieszaniu nadal pływa na powierzchni wody...
Taką papkę nakładałam głównie na skórę głowy i pozostawiałam w zależności od możliwości i chęci na 2-5h. Raz odważyłam się pójść spać z pudrem we włosach, czego później pożałowałam - cała poduszka umorusana była i pudrem i tymi sypkimi farfoclami, które się z niego wytrąciły.
Następnie zmywałam najpierw czystą wodą, a następnie myłam włosy szamponem. Bez umycia włosów niestety się nie obejdzie. Puder tworzy na głowie coś w rodzaju skorupki, a starając się to zmyć strumieniem wody, uzyskujemy na głowie coś, co przypomina mi dzieciństwo - skóra głowy udekorowana piaskiem z piaskownicy... Czuć wyraźnie mniejsze i większe ziarenka, które wlątują się we włosy i tak jak napisała poprzedniczka, należy je wyczesywać...
Stosowałam go trzy razy w tygodniu - najczęściej poniedziałek, czwartek i sobota :D
<b>Jakieś efekty?</b>
Naprawdę bym chciała... Jedno pudełko wystarczyło mi na 1,5 miesięczną "kurację". Włosy stały się matowe, sianowate, jeszcze bardziej się plątały... Wysuszyły się na tyle, że nabawiłam się łupieżu (nie zmieniłam w tym czasie ani szamponu ani odżywki), skóra głowy swędziała.
Nie zauwazyłam ani zmniejszenia wypadania, ani wzmocnienia włosów, które jeszcze wypaść nie zdążyły... Nie zyskały na grubości, nie pojawił się baby hair. Podsumowując, zamiast sobie pomóc, jeszcze bardziej zaszkodziłam...
Drugie opakowanie poszło w świat i nie mam zamiaru bawić się w pudrowanie Kapoor Kachli!
A odnosząc się do słów poprzedniczki, owszem, to imbir, ale... specjalna odmiana ;)
Używam tego produktu od: przez 1,5 miesiąca
Ilość zużytych opakowań: 1 pudełko