Wiele stresu przyniósł mi ten produkt, lub cała kuracja, ciężko stwierdzić. Jednego tygodnia radość z baby hairków, dwa tygodnie później tak obfite wypadanie włosów, że wątpiłam, czy dokończę kurację.
Same ampułki, szklane z plastikowym zamknięciem, otwierają się wygodnie, aplikator pasuje idealnie i doceniam to, że w każdym pudełku jest tylko jeden aplikator. Ale wyciągnięcie ampułki z pudełka to koszmar, ostatecznie darłam pudełko i wyciskałam ampułki od dołu.
Na początku aplikator sprawiał mi małe trudności, musiałam nauczyć się go odpowiednio ściskać, żeby zabieg nie trwał 15 minut.
Konsystencja rzadkiego oleju, absolutnie się nie klei, jest nie do wyczucia, spływa po głowie, ale aplikacja nie jest trudna czy nieprzyjemna. Zapachu praktycznie się nie zauważa, co jest dla mnie atutem.
Ciężko ocenić działanie takiego produktu, patrząc na efekty, mam lepszą linie włosów, sporo nowych włosów na głowie, ale nie mam więcej włosów niż przed phyto, ponieważ w trakcie kuracji wypadło mi ich mnóstwo, znacznie więcej niż wypadało mi normalnie. Warto tu zaznaczyć, że oprócz ampułek stosowałam też szampon i suplement diety z serii.
Zawsze miałam problem z wypadanie włosów ale nigdy nie stresowałam się ich utratą tak bardzo, jak w połowie kuracji.
Być może te włosy miały wypaść, nowych włosów jest sporo, ale abstrahując od ilości włosów, ich kondycja mnie nie zadowala, brak im energi, są płaskie, mniej się błyszczą.
Na pewno nie powtórzę kuracji i nie będę jej polecać znajomym, bo boję się, co by mi zrobili jakby zaczęły im wypadać włosy, tak jak mi.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl