Golden Rose Matte Perfection Full Coverage Foundation Podkład matujący do twarzy

Podkład wygląda na skórze bardzo ciężko, nałożony nawet w minimalnej ilości. Ciastkuje się, od razu po nałożeniu wygląda jakbym miała go na twarzy już wiele godzin. Baza kolorystyczna W jest bardzo uboga, najciemniejszy odcień w3 jest bardzo jasny, nie jestem w stanie używać go bez przyciemniacza. Wchodzi w najdrobniejsze zmarszczki i uwydatnia te o których nawet nie miałam pojęcia, że istnieją.

Produkt trafił do mnie przez przypadek, kupiłam paczkę kosmetyków i poczatkowo sie ucieszylam, ze znajde swój idealny podklad. Niestety, to na pewno nie on. Próbowałam nakładać po palcami, gąbeczka, pedzlem. Początkowo wyglada swietnie, ładnie kryje, odcien mam dobrze dobrany dla siebie. Ale po chwili staje sie masakra. Podklad odchodzi od twarzy platami. Wystarczy delikatnie dotknac telefonem do twarzy i mamy masakre. Uzywalam solo bez pudru, przypudrowane. Nie zmienia to nic.

Słyszałam o tym podkładzie tyle dobrego, że musiał trafić do mojej kosmetyczki. Mam cerę mieszaną, która przy odpowiednich kosmetykach potrafi wytrzymać kilka godzin bez poprawek. Poszukuję raczej matujących formuł o średnik kryciu. Matte perfection jest dosyć gęsty. Równomiernie rozprowadza się po twarzy. Jakie było moje zdziwienie, gdy po 3/4 h poszłam do łazienki i zobaczyłam... to! Podkład idealnie powchodził w pory, zaczął się ciastkować, na środku twarzy i świecić na czole. Ciężko mi było go uratować na resztę dnia, przez co czuję się z nim niekomfortowo. Podchodziłam do niego przez 2 tygodnie - z różnymi pudrami, nakładałam też dla porównania inny podkład, bo już się martwiłam, że to moja cera ma gorszy okres. Okazało się, że krem BB jest bardziej trwały niż Matte perfection. W końcu się poddałam i już więcej prób nie planuję.