Ale mi się trafiło-w końcu znalazłam swoją Imari, jupijej!
Sama linia perfum Imari to według mnie jedna z najlepszych w Avonie-za taką cenę to naprawdę mają niezłe parametry oraz jakość, a przede wszystkim-wyróżniają się na tle większości bezpiecznych kwiatowo-szamponowych wód Avonu.
Imari są słodkie, gęsto-zawiesiste i kobiece-z gatunku tych, które nie pozwalają przejść koło siebie obojętnie
Problem mam taki, że do każdej ze znanych mi Imari(Klasyczna, Elixir, Rogue i Corset) miałam jakieś ale-jak nie w kwestii nut zapachowych, to w takiej, że kojarzyły mi się źle subiektywnie ze smutnymi momentami w życiu. Bywa :)
Ale udało mi się i mam swoją Imari. Queen, która wpasowuje mi się idealnie-nutami, skojarzeniami, wspomnieniami.
Zamówiłam ryzykancko w ciemno, skuszona jeżyną-uwielbiam w perfumach nuty owoców leśnych, każdy zapach z ich udziałem w najgorszym wypadku okazuje się całkiem miłym codzienniakiem do zużycia i zapomnienia.
A już jak są jeżyny to w ogóle, przepadam za nimi.
I tutaj świetnie się komponują-róża jest ciepła, a nie pudrowo-babicna, zaś anyż przyprawowy i słodki, ale nie idzie w stronę ostrych anżyowych cukierków będących postrachem co poniektórych łasuchów(kto jadł chociaż raz w życiu Kopalnioki? :D).
Jest słodko, przytulnie i kobieco. Ciepło i przyjemnie.
Jest też całkiem wyczuwalnie oraz trwale-te perfumy spokojnie trwają przy mnie do 5-6 godzin, na ubraniach dłużej i otoczenie też zwraca na nie uwagę. Za taką cenę jest naprawdę dobrze.
Co bardzo ciekawe-Imari Queen bardzo przypominają mi inny Avonowski zapach i to ten, którego się tu w ogóle nie spodziewałam(i w ogóle nigdzie indziej się nie spodziewałam także).
Bali Bliss!
Miałam na początku liceum brokatową mgiełkę z tej linii i była absolutnie cudowna, pachniała przepięknie ciepło-otulajaco i jak na mgiełkę była trwała, a te drobinki ślicznie się mieniły na ubraniach. Ale już w tamtym czasie(grudzień 2012) była wycofana z katalogów. Pamiętam z jakim smutkiem psiknęłam jej ostatnie mililitry i od tamtej pory nie znalazłam nic co by chociaż trochę przypominało Bali Bliss.
A tu proszę-zupełnym przypadkiem znalazłam perfumy, których zapach przeniósł mnie do czasów kartkówek z matmy, zbiorów zadań Witowskiego i wrednej blondyny z klasy C. Ale także spokojnej beztroski. Wspólnego wygłupiania się na w-fie, oglądania pięknych zaśnieżonych krajobrazów z okien starego autobusu lokalnych pekaesów, najlepszych drożdżówek z jabłkami, świąt u babci(tęsknię!) i oglądania anime do późnej nocy bez myśli, że trzeba o szóstej wstać do pracy(i co z tego że jutro sobota, w soboty też pracujesz).
Zrobiłam sobie zapas, ale mam szczerą nadzieję, że Imari Queen zostanie w katalogu na dłużej. Za sam zapach, który jest ładny, trwały i przyjemnie otula na co dzień. I za wspomnienie dobrych czasów gdy wszystko było prostsze.
W marketplace Allegro, Amazon