Aktualna cena: 269 zł / 40 ml, 369 zł / 80 ml, marka na wyłączność Sephory.
Poznałam go jakiś czas temu, ale zwlekałam z kupnem, chcąc odkryć inne zapachy, które byłyby podobne do tego. Otóż - nie ma podobnych do niego. Przetestowałam kilkadziesiąt rozmaitych zapachów, ale żaden nawet nie otarł się o nuty znane mi z Shiro. Moją teorię potwierdziły konsultantki w dużych perfumeriach, rozkładając bezradnie ręce. Mówiły, że nie mogą mi zaoferować ani jednego zapachu, który byłby podobny do Shiro. Owszem, jest na pęczki białych, lekkich zapachów, jednak we wszystkich są wyczuwalne kwiaty i/lub delikatny akcent jakiegoś owocu, tudzież nuty mydlane i/lub ziołowe.
Nie lubię większości nut kwiatowych, cukierniczych i owocowych. Nie znoszę nut mydlanych, ziołowych, kadzidlanych, zamszowych, drzewnych i orientalnych. Nie cierpię lawendy, róży i drzewa sandałowego. Bywam zmęczona nawet moimi ulubionymi nutami cytrusowymi i morskimi. Testuję mnóstwo zapachów, ale żadnym nie jestem zachwycona. Dość często używam Truth, czasem Jour d"Hermes, co roku kupuję flaszkę unisexu z letniej edycji CK One. Z przyjemnością, ale bez dzikiego zachwytu. Z braku pomysłu na coś innego.
Japoński projektant ulitował się nad niereformowalnym polskim dziwakiem i zaprojektował zapach, który nie pachnie niczym bardzo konkretnym. To czysta słodkość i słodka czystość.
- nie ma tu wanilii, karmelu, krówki, czekolady, pralinki ani piernika.
- nie ma tu mydła, czystości prania, wody kolońskiej ani świeżości prysznica.
- nie ma tu żadnych wyraźnych kwiatów, drzew, krzaków, owoców ani warzyw.
- nie ma tu wilgoci roślin, suchości drewna, ciężkości kadzidła, lekkości wiatru.
- nie ma tu ani chłodu, ani ciepła (choć ten zapach to raczej otulenie, niż odświeżenie).
Jest to zapach pozornie lekki, ale w rzeczywistości ciężki. Ta ciężkość to raczej skondensowanie, niż rodzaj samych nut. Jest to zapach kremowo-pudrowy. Bawełniana delikatność oprószona pachnącym słodyczami pudrem dla niemowlaków. Delikatność bawełniana przechodzi w delikatność kremu śmietankowego (nie waniliowego). Słodycz narasta, ale cały czas jest mocno posypana, wręcz przygłuszona pudrem dla bobasów. Być może ta słodycz to ów irys, ale skąd mi to wiedzieć. To zapach, do którego człowiek chce się przytulić. Zapach pozornie subtelny, ale zdradliwy, ma dużą moc otumaniania (na siłowni średnio się sprawdza, ale może to kwestia indywidualna - dla mnie każdy zapach jest za mocny). Generalnie Shiro to jednak raczej irysowa słodycz, niż rześkość prania. Chyba, że mamy na myśli pranie pachnące różowym miękkim płynem do płukania.
Trwałość - na skórze trzyma się godzinami. Na ubraniach trzymałby się chyba tygodniami. Jest to miła rekompensata dość wysokiej ceny. Perfumy te nie są masowo kupowane ani testowane - więc jakość zapachu z nowej, świeżo otwartej butelki jest nieporównywalna z marnością zapachu z zakurzonego, starego testera stojącego gdzieś w kąciku...
Gdybym miała określić dla kogo jest ten zapach - dla kobiet mało wyrazistych, które boją się ciężkich zapachów - może i tak. Dla kobiet bardzo wyrazistych, które nie muszą sobie dodawać wyrazistości żadnym ciężkim zapachem - może i tak. Nie brnę w takie teorie, bo po co. Ten zapach, jak zresztą każdy, jest po prostu dla tych osób, którym się on spodoba.
Czy kupię ponownie? Jest szansa, że tak - a jak na mój brak stałości, sama szansa to już i tak bardzo dużo.
Używam tego produktu od: testy od kilku tygodni
Ilość zużytych opakowań: pierwsze w trakcie (40 ml)