Oliwka Bambino to taki klasyk, który chyba każdy zna, a ja regularnie do niej wracam, bo jest po prostu niezawodna. Niby prosta, a jednak robi robotę, zwłaszcza jeśli chodzi o nawilżenie i ochronę skóry. Używam jej na różne sposoby – po kąpieli na lekko wilgotną skórę, do masażu, czasem nawet jako dodatek do balsamu, kiedy czuję, że potrzebuję czegoś mocniejszego. Fajnie się rozprowadza, zostawia skórę miękką i odżywioną, a przy tym ma ten charakterystyczny, delikatny zapach, który kojarzy się z dzieciństwem.
Jest tłusta, wiadomo – to w końcu oliwka, ale jeśli nałoży się ją z umiarem, to nie jest to problemem. Wchłania się dość szybko, zwłaszcza jeśli skóra jest jeszcze ciepła po kąpieli. Lubię też jej prosty skład, bo bez zbędnych ulepszaczy robi dokładnie to, czego od niej oczekuję. Sprawdza się też na suche partie ciała, jak łokcie czy kolana, a zimą czasem smaruję nią dłonie na noc i rano są jak nowe.
Dodatkowy plus? Jest tania, wydajna i łatwo dostępna. No i działa też jako ratunek dla przesuszonych końcówek włosów albo baza do domowych peelingów – wystarczy dodać cukier czy kawę i gotowe. Jeśli ktoś szuka uniwersalnego, klasycznego kosmetyku do pielęgnacji, to Bambino nadal trzyma poziom i warto mieć ją pod ręką.
Otrzymałam w ramach testowania na Wizaz.pl