Pamela Anderson Malibu Day EDP 

Perfumiarskie arcydzielo szalowej blondyny kupilam przypadkowo. Skusil mnie fakt, ze trudno jest je dostac w Polsce, jak rowniez przystepna cena i ciekawosc, co tez o perfumach wiedziec moze PA. A wie duzo :))) Malibu Day blizej do szalonych wizji Demeter niz dostojnych zapachow Givenchy czy Guerlain. Na swojej skorze wyczuwam przede wszystkim...morze, zapach jest strasznie slony, nieco kadzidlany, caly czas czuje sie jakbym wracala z wody po zmaganiach na desce;) Plaza w Malibu i caly ten uroczy entourage potraktowane zostaly bardzo doslownie. Po kilkunastu minutach slona bryza odchodzi na dalszy plan, a ja wyczuwam wanilie w polaczeniu z czekolada z tym zastrzezeniem, ze nie jest to ulepkowaty slodki zapach, ale wlasnie podszyty swiezym aromatem morza. Pierwsze akcenty to rowniez jagody i lekkie kwiaty, wyczuwam takze charakterystyczny aromat kremu do opalania. Trwalosc - OK, kilka godzin. Ogolnie - zapach oryginalny, szczerze mowiac dawno nie wachalam czegos tak nowatorskiego, nie zachwycily mnie nawet zapachy w Galilu (kilkanascie razy drozsze nawiasem mowiac). Jest po prostu inny niz wiekszosc testowanych przeze mnie ostatnio perfum, moze przez to ze jest tak slony? Idealny na wiosne i lato, komplementowany przez mezczyzn, moj osobisty ideal i KWC. Butelka - OK, kanciasta, wyglada nieco \'bazarkowo\', ale nie bede sie czepiac. Pamelo, dzieki! Używam tego produktu od: miesiac Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszej 50