Marka, buteleczka, zapach, błysk i cena stwarzaja pozory produktu elitarnego i luksusowego; szkoda, że cały ten blichtr nie idzie w parze z jakością
Staram się nie być snobką (choć nie mnie oceniać, czy aby jednak nie jestem), i nie mam problemu z używaniem – również publicznie – zwykłych kosmetyków, czy nawet niedrogich perfum, o ile są dobre, ale raz na jakiś czas lubię zrobić sobie prezent i zaopatrzyć się w jakieś frymuśne, kompletnie zbytkowne mazidło. Tak też uczyniłam w przypadku opiniowanego balsamu, tym bardziej, że trafiłam na sporą obniżkę ceny, bo w regularnej sprzedaży specyfik jest upiornie drogi, i za niedużą buteleczkę należy zapłacić ok. 100 zł.
Nadmieniam, jednak, że jestem fanką obłędnego (i nawet jeszcze droższego) migdałowego, rozświetlającego mleczka do ciała tej Marki, które dawkuję sobie, dosłownie w oszczędnych promilach, tylko latem i tylko do ramion, a które jest gatunkowo bardzo dobre (zachwalałam je nawet na Portalu Wizaż), więc nie miałam podstaw do wątpienia w jakość mleczka o przyjemnym aromacie kwiatów wiśni.
Do tego wszystkie zewnętrzne i niezmiernie kuszące walory produktu, łącznie z czarownym wystrojem sieciowej perfumerii Marki, i przemiłą Obsługą na najwyższym poziomie, pozwalały jednak przypuszczać, że opiniowany balsam jest równie świetny.
Buteleczka – z plastiku, ale o estetyce imitującej szklany i zdobiony flakonik – piękna, i kompletnie nieporęczna, gdyż o niewygodnej małej nakrętce z "dzióbkiem" łatwo brudzącym się kosmetykiem, zapach – ładny, delikatny i dość trwały, oraz mikrodrobinki, które na mojej skórze nie wywoływały praktycznie żadnego opalizującego efektu, ale w kosmetyku – były.
I niczym bezmyślny leming dałam się skutecznie omamić całej tej efektownej marketingowej abrakadabrze produktu – niedobrego. Trudno mi nawet ocenić walory pielęgnacyjne balsamu, ponieważ on się w moją skórę po prostu całkowicie nie wchłaniał. Mazał się na jej powierzchni, choć nie używałam go jednorazowo dużo, wymagając długiego wmasowywania, a i tak trochę się rolował na skórze i – ponieważ balsamy do ciała stosuję wieczorem – ogromna jego część wsiąkała w pościel. Już po kilku zastosowaniach kosmetyku, poszwa na kołdrę była po prostu bardzo brudna – wyraźnie przetłuszczona w dotyku. Nigdy z czymś takim się nie spotkałam, a używałam w życiu wielu kosmetyków do ciała – i z różnych półek cenowych, niekoniecznie luksusowych.
Najbardziej zmarnowane 60 zł (w cenie promocyjnej!) w moim życiu.
Zalety:
- zapach – ładny, subtelny, trwały – kwiatów wiśni,
- opakowanie – bardzo ładne – z przejrzystego tworzywa sztucznego, imitującego szklany i zdobiony w wypukłe gałązki wiśni flakonik, który może być ozdoba łazienki
Wady:
- efekt – słaby – balsam się bardzo słabo wchłania w skórę, więc siłą rzeczy – słabo nawilża,
- wchłanialność – bardzo słaba – balsam jest lepki, nie wchłania się w skórę, a rozmazuje na jej powierzchni, przez co brudzi pościel (stosuję kosmetyki do ciała na noc), i zapewne nie inaczej jest z ubraniami,
- lśniące mikrodrobinki – teoretycznie obecne w balsamie, ale nie zapewniające żadnego opalizującego efektu,
- cena – szokująco wysoka, i niczym nieuzasadniona - "wypasione" logo na ładnej butelce to zdecydowanie za mało
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie