Mam cerę tłustą z rozszerzonymi porami oraz błyszczącą strefą T+trochę zaskórników otwartych, z małą skłonnością do niedoskonałości- wypryski drobne i sporadyczne przed okresem lub z powodu niewłaściwej pielęgnacji, podskórne gule praktycznie w ogóle. Jednocześnie moja skóra twarzy jest dosyć wrażliwa, skłonna do alergii oraz rozszerzonych naczynek.
Pielęgnacja cery tłustej/mieszanej/problematycznej dzisiaj: rozbudowane plany pielęgnacji, skoncentrowane sera, lekkie kremy silnie nawilżające, filtry przeciwsłoneczne, które nie duszą skóry bielącym smalcem. Balans, mikrobiom, łagodne oczyszczanie oraz niezapychające nawilżanie.
Pielęgnacja cery tłustej/mieszanej/problematycznej kiedyś(mam na myśli czasy sprzed prawie 15-20 lat, czyli pierwsze lata dwutysięczne): wyszorować, wydezynfekować, zmatowić oraz wysuszyć. Miało być świeżo, wysuszająco i ściągająco. Kremy nawilżające? Cera tłusta nie potrzebuje nawilżania, a kremy jeszcze ją zapchają. Sera? Chyba ser żółty lub biały, bo kiedyś coś takiego jak kosmetyk typu serum było znane nastolatkom z czasopism dla dojrzalszych pań gdzie były reklamy ekskluzywnych kosmetyków na zmarszczki.
Wtedy też złotym składnikiem kosmetyków przeciwtrądzikowych był ogórek(nie mówiąc o wysuszającym alkoholu czy kwasie salicylowym), każdy kosmetyk na trądzik musiał pachnieć ogórkiem i mentolem.
I wtedy też szczytem oraz marzeniem kosmetycznym każdej nastolatki był Garnier 3w1, który idealnie wpisywał się w niegdysiejsze trendy pielęgnacyjne anti-acne.
Moja starsza siostra go używała w czasach gimnazjum oraz technikum,wtedy też był mega szał na całą linię Czysta Skóra Garniera(alkoholowo-ogórkowo-eukaliptusowy zapach toniku z tej serii będę pamiętać chyba do końca życia).
Za moich czasów nastoletnich trochę ostygł szał na Garniera, a i ja wtedy opierałam swoją pielęgnację twarzy na Białym Jeleniu w płynie, kremie Bambino i toniku ogórkowym z Ziai(bo były bardziej przystępne dla kieszeni licealistki).
Pierwszy raz po Garniera sięgnęłam już jako dorosła kobieta, która w ogóle nie wyrosła z cery tłustej oraz rozszerzonych porów.
Z całą pewnością na przestrzeni lat nie zmienił się zapach tego kosmetyku-bardzo świeży, czuć ogórka, mentol oraz eukaliptus. Nosząc produkt na twarzy mam w pakiecie mini inhalację zatok :D
Konsystencja to gęsta glinkowa pasta, na skórze nie zasycha do końca i trzeba przy jej spłukiwaniu się wysilić, bo lubi ostawać na linii włosów czy w okolicy brwi. Dlatego też nie lubię/nie widzę tego kosmetyku jako żel myjący-nie mam ochoty dwa razy dziennie się męczyć z jego zmywaniem(plus produkt mocno wysusza, ale o tym za chwilę).
Drobinek jest całkiem sporo, ale są małe i niezbyt ostre. Troszkę tam ścierają, ale nie czuję by złuszczały naskórek jak należy-dlatego też nie stosuję tego produktu jako typowy peeling, tutaj wolę konkretne zdzieraki z mnóstwem drobin.
Dla mnie Garnier 3w1 najlepiej sprawdza się w roli glinkowo-odświeżająco-ściągającej maseczki.
Nakładam raz lub dwa w tygodniu na umytą oraz osuszoną twarz, zostawiam na 15 minut i spłukuję. Produkt świetnie zwęża pory, odświeża oraz matuje(jeśli zachowujecie w pielęgnacji balans między oczyszczaniem a nawilżaniem). Po jego użyciu cera jest mega świeża, czysta, ale też ściągnięta-obowiązkowo trzeba ją dobrze później nawilżyć. Kosmetyk świetnie wysusza drobne wypryski, z tego względu nieraz stosuję go punktowo na kilka godzin(gdy siedzę w domu i mogę straszyć białymi plamkami)-świetnie osusza wypryski oraz stany zapalne i pomaga szybciej się ich pozbyć.
Dla mnie Garnier 3w1 to kosmetyk, którego trzeba używać z głową-za często i bez równowagi zrobi więcej krzywdy niż pożytku, ale stosowany rozważnie stanowi dobre uzupełnienie pielęgnacji cery problematycznej.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie