Długo poszukiwałam odpowiednika trawiastozielonego eyelinera Collistara (samego eyelinera bardzo nie lubię, do tego jest drogi, ale kolor ma obłędny). Znalazłam inny, ale równie piękny - 001 Green właśnie z Gosha.
Zalety:
+ kolory - mam zielony, kupię oliwkowy, a przecież i brąz, i granat, i fiolet są takie piękne... kolory są drobnodrobinkowe, nasycone, ciemne (co pięknie podkreśla linię rzęs), ale nie smoliste (co ważne, jeśli nie jest się z natury brunetką o ciemnej oprawie oczu)
+ łatwość aplikacji - nie lubię aplikatorów ze szpiczastą gąbką na końcu, bo zwykle nie da się nimi narysować precyzyjnej kreski, a tu niespodzianka - gąbeczka jest bardzo precyzyjna, można narysować kreski różnej grubości, jaskółkę bez specjalnej gimnastyki, ogólnie bardzo ok :)
+ efekt - lekko zastygnięty, nie matowy i nie mokry, taki w sam raz, sprawia "solidne" wrażenie - nie wygląda na taki, który miałby się zaraz rozmazać
+ trwałość - co narysuję rano, zmywam wieczorem :) po aplikacji trzeba chwilę potrzymać oczy zamknięte, żeby nic się nie odbiło na górnej powiece, ale to tyle, a nie używam baz, pudru, cieni pod kreskę (chyba że mam ochotę)
+ opakowanie - bardzo ładne, eleganckie i proste bez kapania tanim pazłotkiem jak w przypadku np. L\'Oreala, leciutki powiew wyższej półki ;)
+ cena - 35 zł - tyle mogę dać za eyeliner, którego używam raz w tygodniu
Wady:
- demakijaż - jest męką: eyeliner co prawda nie jest wodoodporny, ale jest wredny, najpierw nie chce zejść, więc nolens volens rozmazuję drobinki dookoła oka, potem zaczyna schodzić, robi to płatami i okruchami, do mgiełki brokatu dołącza mgiełka koloru, a i tak demakijaż ostatecznie "domyka" poduszka...
Na pewno kupię ponownie - mam upatrzony kolor Black Brass, czyli złoto-khaki-oliwkową czerń. Za mały koszmar przy zmywaniu odejmuję całą gwiazdkę.
Używam tego produktu od: marzec 2014
Ilość zużytych opakowań: w trakcie pierwszego