Non omnis moriar...
Dla mnie to zapach... Pogrzebu w upalny dzień... Bujnych rozgrzanych wiązanek żywych kwiatów, parzących w dłonie płyt pomnikowych, ciepłego drewna oczadzonego kadzidłem pod zbawiennym chłodem kaplicy, czy kościoła. Kojarzy mi się z czymś monumentalnym jak pomnik, ale tez wielkim duchowo jak zmartwychwstanie. Bo ten pogrzeb z Eau Du Soir nie jest smutny. Gra na nim bujczuczna orkiestra, której wyrzynane dźwięki dochodzą pod same niebiosa, ksiądz odprawia kazanie o życiu wiecznym, a uczestnicy pogrzebu wspominają jaki to zmarły był dobry za życia. Pogrzeb ten jest iście wyrwany z wiersza Miłosza:
"Nad jego grobem Mozarta zagrali
Bo nic nie mieli co by ich dzieliło
Od żółtej gliny, chmur, nadgniłych dalii
A pod za dużym niebem za cicho im było.
[...] Brzmiał Mozart, z pudru peruk odwinięty,
I babim latem unosił się długo,
Niknąc nad głową, w tej pustce którędy
Szedł odrzutowiec z cienką białą smugą."
Wszak mamy tu lilie, ale nie takie gładko muskające taflę stawu, a lilie nagrobne, które są symbolem paradoksu piękna śmierci, jak również uniesienia duszy. Mamy świeżość jaśminu i irysa, a zarazem pożegnanie w postaci ambry i goździków. Jest tu bezwzględność jałowca i porastający mecz oraz... dąb - drzewo długowieczne, nie raz w literaturze używane jako emblematyczne okoliczne miejsce pochówku.
Zapach ten jawi nieśmiertelność jako cienką nić łączącą dwa światy - doczesny i wieczny.
Jest wzniosły i majestatyczny, a jednocześnie jakiś taki naturalny... jakby był żywcem zebrany z natury, jakby w naturze istniał i był bardzo piękną przyrodą. To jak taka symbioza człowieka z naturą - bo kiedy dusza odchodzi od ciała, ciało łączy się z przyrodą, stają się jednością.
Zapach postrzegam jako pomnikowo-posągowy.
Nawiązuje troszkę do motywu "exegi monumentum", czyli, że człowiek staje się nieśmiertelny przez to co robi, buduje pomnik trwalszy niż ze spiżu.
Tak jak napisałam w tytule - nie wszystek umrę. Coś po nas zostanie, choćby i listek figowy;) To czuję psikając się tymi perfumami- jakbym nosiła wieczność.
Natomiast posągowy, ponieważ kojarzy mi się z posągową urodą, klasyką, ale w kunsztownym wydaniu.
Czuję się w nim wyjątkowo, posągowo, dostojnie i wzniośle. Poczuć raz w życiu na sobie wieczność *** bezcenne.
Przypuszczam, że nazwa też nie jest przypadkowa - Wieczór - nie noc, ale też nie dzień, coś co zakańcza, ale jednocześnie rozpoczyna. Przejście.
Jest bardzo trwały - przetrwał nawet długą kąpiel bąbelkami ;) Mimo, że kojarzy mi się słonecznie, identyfikuję go z prażącym słońcem, polecam na Wieczór, uszlachetnia.
Używam tego produktu od: miesiąca
Ilość zużytych opakowań: próbki