"Dziesięć ładnych kobiet jest w Wiedniu
Ramię jest,gdzie wypłacze się śmierć
tysiąc okien, trzy czwarte i parkiet
drzewo ostatnich gołębich tchnień
odrobina przyszłego poranka
zatrzymana w galerii przez mróz
weź ten walc, weź ten walc, weź ten walc
weź ten walc-on zapomniał swych ust".
Co Federico Garcia Lorca wiedział o Wiedniu? Że bywa tam mroźno, że walc liczy się na 3/4 i że tańczy się go na parkiecie.Ja też jeszcze niewiele wiem. Zaledwie czytałam o tym niepokojąco pięknym mieście, w myślach przemierzałam ulice pełne secesyjnych kamienic o wyzywającej urodzie, czułam zapach tortu Sachera i Wiener Melange. Dopiero mrocznawy nieco hiszpański wiersz, pospołu z M7 Oud Absolu, przeniósły mnie, skutecznie, do tego świata, gdzie sprzedają ze straganów pieczone kasztany, które parują z papierowych torebek w mroźnym powietrzu.
M7 Oud Absolu to historia wiedeńska. Prosta, jak walc. Zimne i mocne słodkie mandarynkowe otwarcie jest rytmicznie złamane gorzkawą, mocną, niepiwniczną, bogatą, parującą od wilgoci paczulą.
Kontrast jest tak dotkliwie wibrujący, jak obroty w walcu. Mandarynka jest soczysta i bardzo naturalistyczna, lecz kontrapunkt dla niej tak mroczny i wytrawny, jak można sobie wyobrazić. Mam wrażenie, że gdzieś w tle mandarynce towarzyszy kremowe neroli, delikatnie pociemniałe od paczuli. Jest słodko i gorzko zarazem, a przy tym odrobinę ziołowo, jakby całość smagnięto dla kaprysu czy swawoli gałązką rozmarynu. Powietrze jest zimne i rześkie, a akord mandarynkowy zdaje się napływać z wiedeńskich kawiarni.
Z czasem atmosfera się ociepla- nie można przecież wiecznie tkwić w lodowatym poranku.
"Ten walc,ten walc, ten walc
-w jego tchnieniu jest i brandy i śmierć
ciągnie po morzu swój tren".
W nucie serca czuję delikatny zapach brandy i miękkich, zamszowych rękawiczek, przewieszonych przez ramę skórzanego fotela w kawiarni. Alkoholowy oddech, rękawiczki i ciało rozgrzane tańcem stapiają się w olfaktorycznie spójną całość, w której zacienionej liśćmi paczuli mandarynce towarzyszy kadzidło, w postaci jasnej, słodkawej mirry i ślad ledwie akordu agarowego. Oud w M7 ma, jak się wydaje, jedynie przypominać, że te perfumy osadzono na orientalnej, drzewnej bazie, w której dominuje cielesne, miodowe w swojej orientalnej urodzie labdanum. Obecność oudu sprawia, że wydaje się lekko przyprószone popiołem, a jego słodycz nie jest nachalna i oczywista. Obecność oudu sprawia, że idę za nim, wykonując obroty, jakbym tańczyła z cieniem, bo jego twarz zakryta jest skutecznie przez inne nuty, i tylko raz na jakiś czas zasłony się odsłaniają. Nie, nie zasłony, tylko rolety, które nie na darmo noszą nazwę wiedeńskich. Czasami oudowi pola ustąpi słodka mirra, czasem labdanum popieleje bardziej, jakby padł na nie agarowy cień. Jak w walcu.
Ponieważ w Wiedniu sprzedają na ulicach również kiełbaski, aby ich zapach nie wtargnął nieproszony do obrazka, czas się pożegnać ze skojarzeniami wiedeńskimi i spojrzeć prawdzie w oczy- zapach jest bardzo urodziwym orientem o silnie zaznaczonej owocowej nucie, z nikłym śladem oudu; nie zasługuje na nazwę Oud Absolu.
Ale na noszenie z przyjemnością- czemu nie.
Świetnie współgra z kobiecą skórą, trwałość przyzwoita, około sześciogodzinna.