Jestem wielką fanką klasycznej Prady irysowej w wersji edp.
Wiosną i latem uwielbiam irysowe nuty, pożenione z wydziwionymi dodatkami (np. karotkowa słodkość w Chanel 19 Poudre), bo to one sprawiają, że z natury suche i kostyczne kłącze irysowe zyskuje powab i cielesność.
Z wersją Absolue mam problem, bo uważam, że zmiksowanie irysowej, mydlanej suchości z wanilią było najgorszym pomysłem, jaki można zgotować temu pięknemu kwiatowi.
Mam wrażenie, że te wszystkie wersje "intense", "absolue" , tak ostatnio powszechne, są pochodną gourmandowego trendu w perfumiarstwie, który uważam za przekleństwo dla tych zapachów, które nigdy nie powinny kończyć w babcinej, przedświątecznej kuchni. Cholerne, ugrzecznione ciuciuciu.
Nie, droga Prado, irys nie musi być jadalny. Irys jest cudownie niejadalny, wymagający, unikalny, nie musi być kochany przez masy, które najchętniej unurzałyby każdą elegancję w sosie karmelowo - piernikowo - waniliowym.
Irys pięknie się kompunuje z nutami orientalnymi, zielonymi, czy innymi kwiatami w oszczędnych dawkach, ale z wanilią? Zgrzyta potwornie, bo jak zwykle nasuwają mi się perwersyjne obrazy - nie najlepszej jakości marketowe ciastko waniliowe z milionem konserwantów i etylowaniliną, skąpane w pełnym dystynkcji i elegancji sosie pudrowo-mydlanym, rodem z najlepszych włoskich manufaktur. No przecież to horror jakiś...
Rany, nie wolno robić takich rzeczy, nie wolno zestawiać małej czarnej z pięknego jedwabiu, ze szpilkami z syntetyku za 39.99. Ta waniliowość w bazie Prady Absolue jest tandetna, plastikowa, krzykliwa, kompletnie nie pasuje do Pradowego irysa, który w wersji wyjściowej miał wszystko (i tak bardzo mało, z tak cudnym umiarem!), czego potrzebował - subtelną orientalność i pudrowe muśnięcie.
Używam tego produktu od: miesiąc
Ilość zużytych opakowań: jedno