Na tę premierę czekałam z niecierpliwością - być może dlatego, że uwielbiam maliny (w każdej postaci - od owocu z krzaczka po balsamy do ciała), a być może z tęsknoty za latem i właściwymi mu aromatami. Kto wie... ;) Nie wykluczam też tego, że po prostu zmęczyłam się już (chwilowo) nobliwymi i wymagającymi zapachami, a ten jawił się tak w opisie, jak i w kampanii reklamowej, jako optymistyczny, beztroski i... frywolny :) I taki właśnie jest. I chwała mu za to. Pisząc to mam cichą nadzieję, że papa Jacques Guerlain nie ma zakłóconego wiecznego spoczynku z powodu tej mainstreamowej oraz niekonserwatywnej, ale jakże uroczej kompozycji. W porównaniu do pierwowzoru, LPRN Couture wydaje się zapachem lżejszym w odbiorze, lecz - paradoksalnie - bardziej trwałym i przestrzennym. Mam wrażenie, że wiruje wokół mnie, zbliża się i oddala. Gdy myślę, że już przygasł, nagle daje o sobie znać, powraca falą, żyje na skórze i oddycha wraz z nią. Czuję powiew świeżej maliny z lekką goryczką, skąpanej w aromacie równie świeżej róży. To już nie jest monumentalna, zastygła ściana zapachu - najnowsza wersja Małej Czarnej ma wiele do powiedzenia. Można nawet rzec, że jest małą gadułą, wybuchającą niespodziewanie wdzięcznym i wcale nie za głośnym śmiechem. Mimo tego, że stara się absorbować całą moją uwagę, jej towarzystwo nie jest ani przez chwilę męczące. Ze starszą siostrą łączy ją wiele (jakże inaczej być mogło!) - w tle wciąż majaczy aromat wiśni i aromatycznych drewienek. Nie uświadczymy tu za to lukrecji, ani alkoholowej nalewki, popijanej mocną czarną herbatą. Couture trzyma się mnie około 7 godzin, jej baza jest lekko mydlana, nie ma tu takiej ilości pudru i piżma jak w pierwowzorze. Miałam w lecie klasyczną EDP i zużyłam z przyjemnością. Jednak zawartość tej nowej buteleczki dostarcza mi zdecydowanie więcej wrażeń, zwłaszcza, że czuję w niej cierpkość i goryczkę, co zawsze poczytywać będę na plus każdej kompozycji. Papo Guerlain, nie ma się czego wstydzić - ta paryska panienka nie jest aż tak niegrzeczną dziewczynką i choć się do tego nigdy nie przyzna, to na bal skropi się ukradkiem... Shalimarem, co nie przeszkodzi jej uparcie i z przekorą twierdzić, że to jej naturalny aromat ;)
Używam tego produktu od: chwil kilku
Ilość zużytych opakowań: pierwsze w trakcie