Wnętrze katedry w Kolonii jest jednocześnie spokojne i pełne pasji. Dające schronienie przed światem, lecz zarazem tak chłodne,że ścina się krew w żyłach.
Taki jest Casbah.
Ciarki chodzą mi po plecach od samego otwarcia, przypominając, że moja przygoda z perfumami zaczęła się od kadzideł i przypraw, że to one przyprawiają mnie o szybsze bicie serca, już bezwarunkowe niemal. Otwarcie jest gorzko ziołowe, aż wierci w nosie od chmury czarnego pieprzu, rzuconego równie hojną dłonią, co w otwarciu Bois dEncens. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Sucha, pylista gałka muszkatołowa, wyraźnie herbaciany, świeży i aromatyczny kardamon, swojski, lecz wytrawny laur, wszystko o delikatnie lukrecjowym posmaku, z pieprzem pospołu sprawiają wrażenie, że ktoś przed chwilą pokrył drewnianą ambonę pastą do pielęgnacji drewna. Po chwili ta intensywna chemia do drewna ustępuje wyraźnemu, jasnemu, świetlistemu wręcz olibanum o absolutnie przeczystym wydźwięku. To jest zapach kadzidła, palonego w Kolońskiej katedrze bez umiaru. Czy to nie ta kompozycja powinna się nazywać "Straight to Heaven"? Nie warto po Casbahu, jak wskazywałaby na to nazwa, oczekiwać żadnych orientalnych akcentów- nie ma ich tam. Znacznie bardziej orientalny jest Bois dEncens.
Kadzidło w Casbah jest oślepiająco wręcz białe, jak biały potrafi być dym olibanum i jak jasne są ściany katedry. To nie jest kadzidło dawkowane oszczędnie-to lawina kościelnego kadzidła w ujęciu wręcz archetypicznym, znanym z Avignonu, Cardinala i Liturgie des Heures.Napisałam "lawina", pomyślałam "wodospad". Potężna, oczyszczająca, wielka moc olibanum, czystość którego wzmocniono i wychłodzono kardamonem i odświeżono złotym szafranem, jest tak wielka, jak wrażenie, które robi zachodnia fasada archikatedry w Kolonii, która ocieka wprost koronkowym francuskim gotykiem. Diafaniczność konstrukcji wnętrza, jego strzelistość, znajduje wyraźne odbicie w konstrukcji tych perfum. Są przejrzyste, transparentne, na tyle,że dość łatwo rozpoznać i nazwać główne nuty. Kompozycja jest koronkowo lekka-olibanowych, odrobinę tylko dymnych filarów po otwarciu właściwie prawie nic nie przesłania, a gigantyczne ostrołukowe okna wpuszczają do wnętrza chmurki przypraw, tylko podkreślających tę świetlistość, jasność i czystość.
Bo Casbah nie jest przyciężkie, przerażające i gęste "Incense" od Normy Kamali, to nie jest przybrudzony oudem i ziemistą paczulą, dających efekt pogorzeliska, Czarny Turmalin- to kadzidło szlachetne, w naturalny sposób kojarzące się z tym, co dla mnie w kościele jest najpiękniejsze- z trybularzem i gotycką architekturą sakralną.
Twórca nie poszedł dalej i nie utkał ażurowej pajęczyny gotyckich maswerków- Casbah nie miga między kolumnami, nie wpuszcza już więcej światła, nie daje już więcej dymu,nie kokietuje witrażami. Jego krystaliczna czystość trwa i trwa, wzmocniona przez bliżej nieokreślony akord kwiatowy oraz wetiwer i cedr w bazie, w dość statyczny sposób, bez większych zmian, bez zaskakujących wolt, przez parę ładnych godzin, tworząc przepotężny "ogon", ułatwiający mi bardzo skupienie i pracę w skupieniu. Tak jak w architekturze gotyckiej nie ma rewolucji- jest rzemieślnicza precyzja, rozmach i piękno.
I taki jest Casbah.
Warto poznać, warto nosić, warto mieć.