"Kiedy bufetowy wszedł tam , dokąd go zaproszono , zapomniał nawet o sprawie , z która przyszedł , tak bardzo zdziwiło go urządzenie pokoju . Przez witrażowe szyby wielkich okien (kaprys zaginionej bez śladu wdowy po jubilerze) wpadało niezwykłe , jakby cerkiewne , światło . Mimo , że dzień był ciepły i wiosenny , w wielkim staroświeckim kominku płonęły polana .[...] Na tygrysiej skórze przed kominkiem , dobrodusznie mrużąc oczy w blasku ognia , siedział czarny kot . Był tu także stół , na widok którego bogobojny bufetowy wzdrygnął się - stół nakryto cerkiewnym złotogłowiem . Na obrusie ze złotogłowiu stało mnóstwo pękatych , omszałych , zakurzonych butelek . Pomiędzy butelkami lśniło naczynie , od razu było widać , że naczynie to jest ze szczerego złota .Przed kominkiem niski , rudy , z nożem za pasem przypiekał na długiej stalowej szpadzie kawałki mięsa , krople sosu spadały w ogień i dym buchał w przewód kominowy . Pachniało nie tylko pieczenią , ale róznież jakimiś wyjątkowo mocnymi perfumami i kadzidłem , na skutek czego bufetowemu , który wiedział już gazet o śmierci Berlioza - z nich to dowiedział się adresu nieboszczyka - przyszło nagle do głowy , że być może odprawiano tutaj mszę żałobną za duszę Berlioza , ale Andrzej Fokich z miejsca odpędził od siebie tę myśl jako całkowicie idiotyczną ."
I na tym właściwie mogłabym zakończyć recenzję - Ambre Russe to dla mnie właśnie zapach mieszkania numer 50 przy Sadowej 302a . Wódka , mocna aromatyczna mocna herbata , ślad kadzidła , ślad skóry , słodkawa mocna ciepła ambra , jakieś szlachetne drewno , miód i tajemnica , coś nieprzystającego do rzeczywistości , coś z pogranicza dwóch światów , ocierające się o szaleństwo - lub po prostu zwyczajny piąty wymiar , o którym Korowiow opowiada Małgorzacie - rzecz dla niektórych normalna i zwyczajna . W Ambre Russe beret zamieniający się w kociaka i szpady stojące w przedpokoju jak parasole to rzecz naturalna i zwykła , natomiast biurokracja i formalizm codziennego dnia są nie do zniesienia i grożą szaleństwem - " o , moi bogowie , trucizny !..." .
Nosząc Ambre Russe trzeba się liczyć z tym , że można spotkać w tramwaju czarnego kota , albo że z sąsiedniego pokoju wyleci sowa . Na flakonie powinno być ostrzeżenie : "Uwaga ! nie używać bez zastanowienia !" . To zapach dla tych , dla których rzeczywistość jest za ciasna , za uboga , którzy wiedzą , że tuż obok , a może i tutaj właśnie jest piąty wymiar i dzieją się rzeczy nieobjęte rozumem , że wystarczy puzderko maści , aby otworzyły się wrota do świata , w którym wszystko jest możliwe , ale dzieje się tylko to , co powinno .
PS. Ambre Russe nie byłoby duchem mieszkania nr 50 gdyby nie zrobiło na zakończnie psikusa - gdy wydaje się , że wszystko już wybrzmiało , ostatni ślad ambry znika ze skóry , nagle pojawia się - kawa . Jak nic to ta ostatnia filiżanka kawy , pita przez Asasella i Korowiowa , gdy ci , do których to należy , otwierają już wytrychem drzwi i "idą nas zaaresztować"...
Używam tego produktu od: kilku miesięcy
Ilość zużytych opakowań: próbka