Ekologiczno-zielarskie klimaty bywają ryzykowne. Czasem czuć, że syntetyczne składniki perfum naśladują nieudolnie dziką przyrodę typu zielsko, chwasty, chaszcze, nieskoszoną łąkę. Takie zapachy są fajne, pod warunkiem, że wąchamy te wszystkie badyle w naturze, siedząc na owej łące. Naśladowanie tego w laboratorium przy pomocy chemikaliów bywa skazane na niepowodzenie, efekt końcowy często uwiera sztucznością. Nie ma przy tym zapachu nazwiska ELLENA, więc i nie ma sukcesu...
Serię Aqua Allegoria zawsze omijałam szerokim łukiem, tym bardziej, że nie trawię stylizacji na retro. Zapachy z tej linii zawsze wydawały mi się nie wystarczająco ładne. By nie powiedzieć - trochę brzydkie. Postrzegałam je jednak jako bezpieczne - takie bezpłciowe i rześkie, które podczas przesiadki na lotnisku można wrzucić do koszyka nie wąchając, popędzić do kasy i wielkiej krzywdy nie będzie. Co najwyżej brak wielkiego zachwytu. Tu jednak byłaby krzywda, zarówno dla nosa, jak i dla portfela.
Zapowiedź premiery Limon Verde rozbudziła moją żądzę posiadania, bo cytrusy lubię.
Moje oczekiwania były banalne, a i cała sprawa wydawała mi się banalnie prosta - letnie klimaty, limonka i wszystko gra. Otóż - nie gra dokładnie NIC.
Zapach jest ultra męski, z wyraźnie wyczuwalną ostrą ziołową nutą, znaną mi z męskiego zapachu Fahrenheit Diora. Limonki nie uświadczyłam w tym zapachu ani przez chwilę.
Jest trawa, są zioła. Raczej zielsko. Chemiczne zielsko udające łąkę i chaszcze. Nie jest źle, ale w którymś momencie zielsko łąkowe przechodzi w ostrawe zielsko fahrenheitowe i taki stan rzeczy utrzymuje się do samego końca. Zapach jest w kolorze bardzo ciemnej wilgotnej zieleni, nieco ciężkawy, momentami podszyty czymś słodkawym. Byłoby nieźle, gdyby nie ta ultramęska nuta...
Mimo usilnych chęci, Limon Verde nijak nie kojarzy mi się z cytrusami, z upalnym śródziemnomorskim południem, ani nawet z naszym polskim latem. Mam skojarzenie raczej z ciemnym chłodnym wilgotnym lasem liściastym, z szuwarami nad ciemną wodą - mogłabym pachnieć takim krajobrazem, ale niestety, jest on tu podany na niskim poziomie.
Wyrażę tu moją prywatną opinię, że mainstreamowy, nadęty Guerlain powinien sobie odpuścić naśladowanie botanicznych zapachów w stylu ogródków Hermesa. Lepiej nie brać się za coś, czego się ewidentnie nie umie...
Dla mnie to męski zapach i czuję się w nim idiotycznie, jakbym udawała faceta. Mój brat na widok tej buteleczki w perfumerii spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym zaproponowała mu używanie tuszu do rzęs i podkładu. Pomijając kwestie płci, zapach rozczarował mnie ostrą wybitnie męską (jak dla kobiety) ciemnozieloną wilgotnawą, ale mocno niewprawną nutą oraz całkowitym brakiem obiecywanej limonki.
Używam tego produktu od: testy
Ilość zużytych opakowań: testy