Lubię kremy do rąk i są dla mnie, osoby o suchej, często ściągniętej skórze na dłoniach, szczególnie w obecnych czasach, kiedy okoliczności wymuszają mycie rąk jest częściej, niż wcześniej, bardzo ważnym kosmetykiem. Oprócz specjalistycznych dermokosmetyków, przeznaczonych specjalnie dla osób z tendencją do atopowego zapalenia skóry, w ciągu dnia, po rutynowych myciu rąk czy po prostu wtedy, kiedy czuję, że moja skóra jest już sucha, używam kilku różnych „lżejszych” produktów do rąk, kremując nimi dłonie na przemian, dla zachowania różnorodności i sprawienia, że produkty będą się wolniej kończyły (w porównaniu z innymi moimi kosmetykami, kończę je bardzo szybko). Od tych „lżejszych” kremów nie wymagam wiele – lekkiego nawilżenia i zniwelowania uczucia ściągniętych rąk, a także mile widziany przeze mnie przyjemny zapach, który umili mi stosowanie danego produktu oraz dzień. Wszystkie te warunki spełniają chociażby balsamy z marki własnej perfumerii Douglas, ale bardzo lubię i w tej kategorii znajdować nowe produkty i odkrywać inne zapachy.
Po skończeniu kremu do rąk z marki Neutrogena, którego niezbyt przyjemny dla nosa zapach nie był już wyczuwalny przy końcówce, postanowiłam kupić coś, co będzie pachniało mocniej i przyjemnie. W drogerii Natura, do której poszłam, nie było niestety dużego wyboru, szczególnie że nie miałam pewności, czy dany produkt nie jest aby mniej lub bardziej bezzapachowy – zdecydowałam się na inny kosmetyk, ale ostatecznie recenzowany krem z Green Pharmacy przyciągnął mój wzrok. Nie ukrywam, spodobała mi się cena, ale także duże opakowanie oraz fakt, że produkt ma mieć coś wspólnego z różą, którą uwielbiam zarówno w ogrodzie, jak i w kosmetykach. Po przyjrzeniu się bliżej produktowi, spodobała mi się również szata graficzna, nieco inna niż w większości kosmetyków.
Krem zamknięty jest w zwykłej dla takich produktów tubie, wykonanej z miękkiego plastiku. Jest to opakowanie bardzo skromne, które na półce nie przyciąga wzroku w porównaniu z innymi, bardziej kolorowymi czy ciekawszymi. Grafika jest bardzo skromna, delikatna, w całości kojarzy mi się z klimatami, które mogę nazwać jako „babcine”, trochę retro, z lekkim trąceniem myszką, ale w tym sentymentalnym, pozytywnym sensie, co zaczyna doceniać się dopiero po dłuższym przyglądaniu się całości. Być może wrażenie to wywoływane jest przez grafikę z różą na przedniej stronie opakowania – ilustracja rozwiniętego kwiatu różowej róży, liści, młodych pączków oraz rozwijających się pąków tego kwiatu na białym tle wyglądają jak wyjęte z jakiejś dziewiętnastowiecznej ilustracji, czy to z jakiejś książki, czy aptecznej reklamy. Wrażenie to pogłębia jeszcze logo marki – stylizowane na szyld starej apteki – pastelowożółta ramka wokół całości i dwa prostokąty w kolorze pastelowego, delikatnego różu, na których prostą czcionką czarną i różową w języku angielskim wpisano nazwę kosmetyku, grający główną rolę składnik oraz funkcję, jaką ma spełniać produkt. Na drugiej stronie mamy do czynienia już tylko z białym tłem i napisami po polsku i angielsku, wypisanymi czarnym drukiem, zawierającymi opis kosmetyku oraz sposób użycia, a także skład. Zakrętka tuby jest biała, klasyczna, do czego nie mam żadnych zastrzeżeń, chociaż zdecydowanie bardziej wolę te na „klik”, w tym również ze względu na ryzyko zgubienia.
Produkt ma kolor biały, jest średniej, typowej gęstości, jednak lekko w stronę konsystencji bardziej rzadkiej. Mimo tego jest raczej wydajny, bo niewiele potrzeba, by posmarować nim dłonie, zarówno po wewnętrznej, jak i zewnętrznej stronie – podejrzewam więc, że starczy go na dość długo, nawet jeśli używam kilka razy dziennie, szczególnie że pojemność opakowania to 100 ml.
Warto poświęć odrobinę czasu zapachowi produktu, bo, przyznam, to bardzo mnie zaskoczyło. Kupując krem, nie spodziewałam się fajerwerków, ale lubię właściwie każdy wariant różanego zapachu, zarówno ten bardziej naturalny, jak i słodki, chemiczny. Po otwarciu opakowania i powąchaniu kremu – zaniemówiłam i sprawdziłam, czy produkt przypadkiem nie zawiera hydrolatu albo olejku eterycznego. Produkt rzeczywiście pachnie całkiem, całkiem podobnie do naturalnych które wącham latem - jednak dla mniej jest nieco bardziej dusząca, skoncentrowana, kojarząca się raczej z różanymi konfiturami i zapachem płatków róż zatopionych w miodzie (miałam z czymś takim do czynienia), chociaż ta nieco cierpka, naturalna nuta zapachowa również jest wyczuwalna. Na dłoniach ta woń jest znacznie słabsza, ale utrzymuje się dość długo, co jest kolejnym plusem, szczególnie dla mnie - przyjemnie spędzać czas z delikatną, różaną wonią unoszącą się gdzieś w tle. Zgodzę się jednak, że nie jest to zapach dla każdego, szczególnie dla osób, którzy nie lubią mocno zapachowych produktów albo zapachu róży jako takiego.
W składzie znajdziemy w nim przede wszystkim nawilżającą glicerynę, witaminę E, głęboko nawilżającą pochodną witaminy A, jaką jest octan retinylu, łagodzący i nawilżający pantenol, biotyna, w takiej formie poprawiająca lekko kondycję paznokci oraz skóry rąk, nawilżający mocznik, hydrolizowana kreatyna, łagodzący chlorowodorek witaminy B1 (Thamine HCI) a także mój ukochany niacynamid, który ma właściwości wygładzające oraz zmniejszające utratę wody z naskórka. Skład został również uzupełniony o substancje pochodzenia naturalnego: natłuszczający olej kokosowy, który redukuje nieprzyjemne uczucie ściągnięcia skóry, wyciąg z arniki górskiej, rośliny o właściwościach łagodzących i przeciwzapalnych oraz hydrolat oczarowy, spotykany zdecydowanie częściej w kosmetykach do pielęgnacji twarzy. Za okluzję w tym produkcie odpowiada bielony wosk pszczeli, dodatkowo mający właściwości odżywcze i przyspieszające regenerację skóry, a także dimetykon, silikon, który dodatkowo zabezpiecza przed utratą wody z naskórka. Pozostałe składniki to substancje konsystencjotwórcze, zapachowe oraz konserwanty. Uważam, że biorąc pod uwagę cenę kosmetyku, skład jest bardzo ciekawy i bogaty, chociażby porównując do marki Ziaja z podobnej półki cenowej, której tanie kremy do rąk nie zawierają niemal niczego ciekawego, poza parafiną (co w samo w sobie nie jest złe, tylko po prostu uważam, że to bardzo niewiele w porównaniu do tej propozycji).
Krem łatwo i bardzo przyjemnie rozsmarowuje się po dłoniach. Od razu po tym, w oparach różanego zapachu, czuć jak formuła tworzy na naszych dłoniach delikatną, nie lepiącą się okluzję, przyjemną kołderkę, a kosmetyk lekko łagodzi ściągniętą bądź podrażnioną skórę, sprawiając, że dłonie stają się w dotyku gładsze i bardziej miękkie. Muszę jednak zaznaczyć, że chociaż nie jest efekt, który mnie w pełni satysfakcjonuje, szczególnie kiedy aplikuję go po dłuższym czasie i wtedy, kiedy dłonie są suche bardziej niż przeciętnie z różnych podwodów (na przykład intensywne mycie w zbyt chłodnej, albo zbyt ciepłej wodzie) – pozostawia niewielkie uczucie dyskomfortu Lekko wyczuwalna, nieśliska okluzja nie przeszkadza w tym, by od razu wrócić chociażby do pracy na komputerze czy przewracania kart książki, bez obawy o tłuste plamy czy inne zabrudzenia – jak wspomniałam już wyżej, jest to produkt niemal zupełnie nietłustej konsystencji, za co bardzo go lubię. Myślę, że również delikatnie chroni przed mrozem, chociaż ja nie zapominam rękawiczek. Ta przyjemna, gładka warstewka utrzymuje się do mycia rąk z mydłem – później jest już wyczuwalna zdecydowanie słabiej. Kosmetyk też nie ma bardziej zauważalnych długofalowych efektów, jeśli chodzi o nawilżenie i odżywienie moich rąk, może poza lekkim zmiękczeniem naskórka w ogóle.
Przyznam szczerze, że krem marki Green Pharmacy (będącej jedną z marek Elfa Pharm, producenta chociażby VisPlantis czy Gift of Nature) ten zaskoczył mnie, bardzo pozytywnie oczywiście. Patrząc na cenę, nie spodziewałam się otrzymanej jakości z tego powodu jestem dość usatysfakcjonowana. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie zapach, przyjemne, otulające uczucie, które pozostawia na dłoniach, a także delikatność tego kosmetyku w ogóle. Szkoda, że jego działanie kojące i nawilżające nie jest takie mocne, jak bym sobie tego życzyła, ale rozumiem też, że produkt z tej kategorii cenowej nie jest w stanie dać mi określonych efektów. Jednak przyjemność codziennego używania – połączona z możliwością wąchania tego wspaniałego zapachu - w przerwach pomiędzy pracą na komputerze czy po powrocie do domu ze spaceru sprawia, że pozostawia po sobie dobre wrażenie i myślę, że wrócę do niego, chociażby ze względu na bardzo przyjemny dla mnie zapach.
Zalety:
- zapach
- ciekawy design opakowania
- niektóre składniki, jak mocznik, niacynamid, bielony wosk pszczeli, olej kokosowy
- produkt tworzy na dłoniach
Wady:
- czasem ukojenie i nawilżenie jest dla moich rąk za słabe
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie