To nie farba, to szampon koloryzujący... ale fajny :)
Farbuję włosy od przeszło 20-tu lat. farbuje u fryzjera i w domu. Stosowałam już farby z amoniakiem, bez amoniaku, chnę oraz wszelkie możliwe wynalazki. Mam więc raczej niezły obraz tego co może się wydarzyć podczas farbowania. Dlatego zabierając się do użycia farby Cameleo od Delii nie robiłam sobie zbyt wielkich nadziei. Z doświadczenia wiem, że farby bez amoniaku, perhydrolu lub innej „straszliwej” chemii raczej słabo łapią i szybko się spierają. Owszem może nie niszczą włosów, ale efekt farbowania zazwyczaj jest znikomy i mocno nietrwały. Zdecydowanie też nie nadają się do dużych zmian koloru, bo nie „wżerają” farby we włosy, a tym samym nie umożliwiają spektakularnego rozjaśnienia czy przyciemnienia. Założyłam więc, że nie osiągnę koloru z pudełka, ale chciałam wrócić do rudości więc zabrałam się do roboty z nadzieją, że może się mylę.
Farba dobrze się mieszała (nakładam pędzlem, ale jak ktoś lubi, to w zestawie jest bardzo wygodna butelka), pachniała bardzo przyjemnie, nie szczypała w oczy, bo nie zawiera amoniaku. Nakładanie było wygodne, farba jest wystarczająco rzadka, aby dobrze się rozprowadzała, a jednoczesne odpowiednio gęsta, aby nie spływać z włosów.
Potem pozostało 30-tominutowe czekanie, mycie, nałożenie odżywki „od kompletu” oraz wysuszenie włosów.
Rezultat?
Rezultat był dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Moje włosy „przyjęły” farbę i zrobiły się mocno rude. Ok, nie całkiem identyczne jak kolor na opakowaniu, ale po pierwsze mam ciemne włosy, więc bez amoniaku lub perhydrolu osiągnięcie rozjaśnienia do miedzianej rudości jest raczej niemożliwe, a po drugie spodziewałam się raczej rudych refleksów, a nie równego rudego koloru :D .
Farbowanie zatem wypadło na plus.
A co było na minus?
Minusów niestety jest kilka. Zacznę od najmniej istotnego, ale bardzo ważnego dla mnie.
W zestawie do farbowania zazwyczaj mamy farbę, aktywator, odżywkę po farbowaniu i… rękawiczki. U Delii również. Problem w tym, że rękawiczki w zestawie Delii są … bezużyteczne!
Dlaczego?
Kosmicznie wielkie, cienkie i szeleszczące rękawiczki nadają się zapewne do wieli rzeczy, ale z pewnością nie do farbowania. Podjęłam próbę z ich użyciem, ale skończyło się po minucie męki, podciągania nieustająco spadających rękawiczek i wycieraniu siebie z farby… Szczęśliwie miałam zachowane rękawiczki innego rodzaju, które były dodane do innej farby (mam długie włosy, musze używać 2 opakowań, więc potem zostają mi rękawiczki i odzywki – i dobrze, jak widać ;-) ).
Rękawiczki Delii to całkowita pomyłka, która powinna zostać szybko skorygowana. Wiele marek farb do włosów dodaje w komplecie identyczne, bezużyteczne potworności, ale są też takie, które dodają rękawiczki elastyczne, w znacznie przyjaźniejszym rozmiarze i zdecydowanie wygodniejsze w użyciu, a zatem można i uważam, że wato by było aby Delia zmieniła rękawiczki na inne.
Drugi istoty minus, to niestety trwałość farby.
Już od pierwszego mycia włosów zaczęła mi dosłownie „znikać”.
Teraz, o dwóch tygodniach rezultat jest taki jakiego spodziewałam się od samego początku – mam raczej refleksy, a nie kolor… Szkoda, ale to było do przewidzenia.
A zatem jaka jest moja opinia o farbie Delia Cameleo Pro Green?
Zaletą farby jest brak żrącej chemii, a także przyjemny zapach i brak zniszczeń na włosach po farbowaniu.
Zakup farby Cameleo Pro Green nie jest całkowitą stratą pieniędzy (a przy tym jest niedroga, w Carrefour kosztuje podobno około 9 zł) bo działa, ale raczej zakwalifikowałabym ją jako szampon koloryzujący, a nie jako farbę, z uwagi na brak trwałości koloru.
I to powinno być napisane na opakowaniu, bo wg mnie aktualny opis mocno wprowadza w błąd.
Używam tego produktu od: pierwszy raz
Ilość zużytych opakowań: 2 opakowania