Serum zaczęłam stosować tylko i wyłącznie dlatego, że przyjaciółka obdarowała mnie sześcioma miniaturami tegoż kosmetyku (każda po 15ml), ze wstrętem mówiąc: "weź to świństwo ode mnie". Obydwie lubimy kosmetyki Clinique, często podrzucała mi ciekawe nowinki. Czemu zatem wzgardziła tym? Po ponad dwunastu tygodniach w sumie trochę ją rozumiem. Z tą różnicą, że ją uczuliło od razu, mnie zaś w ogóle.
90ml nieco lepkiego mazidełka ciężko zużyć w ciągu dwunastu tygodni, nawet przy największych staraniach. Dwanaście tygodni czekałam (czyli tyle, ile zaleca producent) na rezultaty. Niestety, takowych prawie nie zauważyłam.
Moja twarz nie sprawia mi problemów. Jest gładka, napięta, promienna. Jedynym jej mankamentem są przebarwienia, z którymi nauczyłam się żyć (bo po prostu nie miałam wyjścia), oraz obszar pod oczami, nazywanym przeze mnie "miejscem specjalnej troski". Owe miejsce, już nieco naruszone zębem czasu, póki co sprawia największe problemy i tam też zastosowałam serum. 12 tygodni, dzień po dniu cierpliwie wklepywałam serum i niecierpliwie czekałam na rezultaty.
Oto one:
- leciutkie nawilżenie. Prawie nieodczuwalne zaraz po nałożeniu serum. Po dłuższym czasie nieco lepsze. Nieco zlikwidowana nadmierna suchość, nie muszę już nakładać tyle kremu, by ukoić skórę pod oczami
- niewielkie rozjaśnienie przebarwień pod oczami i nieznaczna poprawa kolorytu
- tematu zmarszczek nie ruszam, bo praktycznie całą robotę odwalił tu Substiane+ od LRP
Wrażenia negatywne:
- klei się, klei i jeszcze raz klei. Nie cierpię tego. Wolałabym krem o konsystencji smalcu, niż lekkie ale lepkie mazidło
- roluje się! Clinique, serio? Ja rozumiem rollo u L'oreala ale u Was? I to za taką forsę? To przesądziło sprawę o używaniu go tylko w miejscu pod oczami. Na twarzy próbowałam, nie da się. Cały podkład rolował się razem z serum, nawet utrwalony fixerem. Pod oczami i sporą warstwą kremu, rolowanie aż tak nie doskwierało
- nakładany na całą twarz przesuszał. Po zastosowaniu solo, przez kilka dni z czoła sypała mi się skóra. Pod krem nie dało rady, bo rollo...
- wodnista, trochę nijaka konsystencja. Moisture Surge to bajka. Nawet DDMG, mimo iż lekki nawilża cudownie moją lekko suchą skórę. A tutaj mamy jaszczurkę w butelce
- cena za pełnowymiarowy produkt mocno przesadzona. Tym razem naprawdę pojechali po bandzie...
Póki co, jestem na finiszu drugiej miniatury. Naprawdę spodziewałam się efektu wow. Mam masę kosmetyków od Clinique i prawie wszystkie są perełkami. Niezawodnymi i w pełni działającymi jak należy. Może skończyły się im pomysły, wsadzili trochę kleju do eleganckiej buteleczki i walnęli cenę jak z kosmosu? Mogę zapłacić sporo za kosmetyk, czemu nie. Jednak pod warunkiem, że zobaczę rezultaty. W tym przypadku o wiele lepiej spisywał się u mnie Bioliq, który jest tani jak barszcz i rzeczywiście widziałam po nim rezultaty. Po Clinique takowych niestety brak.
Może będzie odpowiedni dla osób z tłustą lub mieszaną cerą. Może znajdzie kogoś, kto go pokocha.
Po co na siłę ulepszać coś, co jest dobre? Nie tak dawno miałam wersję wrinkle&UV damage i była rewelacyjna. Prasowała zmarszczki i super wygładzała. Wypisz, wymaluj to samo co z kremem Substiane. No chyba, że to dwa, zupełnie inne kosmetyki, to się nie czepiam.
Resztę miniatur zużyję, lub kogoś nimi obdaruję (wiele osób ich nie chce, ciekawe dlaczego?). Produktu nie użyję ponownie i na pewno go nie kupię. Nie widzę sensu w płaceniu ciężkiej forsy za trochę kleju (serio przypomina mi klej z wody i mąki do plakatów). To już chyba lepszy jest czysty kwas hialuronowy.
Szczerze nie polecam.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie