Iceberg Eau de Iceberg 74 Sandalwood pour Homme EDT 

Wodę tę zakupiłam dla... siebie. Już kiedyś zdarzało się, że używałam męskich wód toaletowych. Ogólnie lubię słodkie zapachy, więc te z męskiej półki zwykle też wybierałam łagodne (bardziej uniseksy niż typowo męskie perfumy), bez żadnych eksperymentów. Pozostawały dla otoczenia neutralne i nikt nie zauważał, że noszę męski zapach. Nabrałam znów ochoty na coś takiego i będąc w Rossmannie przewąchałam z ciekawości dosłownie wszystkie flakony, a przynajmniej te, do których były testery. Ostatni był Iceberg i to on mi się spodobał najbardziej. Jest delikatnie kremowy, drewno sandałowe tli się gdzieś bardzo w tyle. Jest miło, przyjemnie, nieprzeszkadzająco. No i fajnie, gdyby nie dramatyczny brak trwałości. Zapach absolutnie nie należy do ciągnących się za właścicielem, po paru minutach czuć go tylko przy skórze, a po godzinie potrafi się z niej całkowicie ulotnić, zostawiając zapach czystej skóry (sprawdzone na nosach osób postronnych). Rozumiem, że nie mogę wymagać całodniowej trwałości od wody toaletowej, której cała flacha kosztuje 70 złotych, ale na miłość boską, to już badziewny dezodorant potrafi się dłużej trzymać i nie chyba taki jest sens, by wywalić te pieniądze w sumie po nic. Za sam zapach dałabym 3 gwiazdki, ale w tym wypadku już mi się nawet nie chce tego komentować. Używam tego produktu od: kilku dni Ilość zużytych opakowań: w traktacie 1