Jako pierwsza muszę rzucić kamieniem...
O lakierach Vinylux naczytałam się samych dobrych rzeczy, z których zwłaszcza chłonęłam legendę o trwałości. Bo u mnie żaden lakier nie wytrzymuje pełnych 24h - odpryski, zdarcia, pęknięcia (nie, nie pracuję w kopalni, tylko w biurze, ale moje paznokcie są cienkie jak papier, którego tam używam). Długo myślałam nad zakupem, bo wydanie jednorazowo ok. 70 zł (lakier + top + przesyłka, bo stacjonarnie się go nie dostanie) to spory wydatek. Ale w końcu podjęłam decyzję.
Od pięknych kolorów dostawałam zawrotu głowy, miałam ochotę na 10 różnych. Ostatecznie zdecydowałam się na ciemnobeżowego nudziaka na każdą okazję o wdzięcznej nazwie Impossibly Plush (spójrzcie na obrazek od producenta). Jakież było moje zdziwienie, kiedy po rozpakowaniu okazało się, że kolor jest perłowy, a odcień wpadający w żółtozielony... Przecież to, co zamawiałam, wyglądało zupełnie inaczej! A oznaczenia na opakowaniu i nalepka na spodzie buteleczki potwierdzały, że to to, co zamówiłam. Tragedia. Obraz tej tragedii uwieczniłam na zdjęciu. Różnicę widać na pierwszy rzut oka. Postanowiłam nigdy więcej nie zamiawiać tych lakierów przez internet, choćby nie wiem jak trwałe się okazały, bo marketingowcy CND chyba zażywają czegoś specyficznego przed pracą...
Na szczęście (dla lakieru na nieszczęście) nie musiałam się więcej zastanawiać, czy podjąć ryzyko, czy nie.
Konsystencja lakieru - niezbyt gęsta, ale też nie wybitnie rzadka. Pierwsza warstwa trochę zlewa się w skórki, ale druga już nie robi za bardzo problemów w tym względzie. Niestety, okazuje się, żę pierwsza warstwa nie powinna być za cienka, bo wtedy druga nie pokryje płytki całkowicie. Trzecia warstwa robiła już miejscami grubsze nierówności. Oryginalny top wyrównał powierzchnię tylko trochę, ale ją bardzo szybko utwardził. Niestety, mocne utwardzenie jest pozorne - najlepiej przez ok. godzinę jeszcze uważać, żeby nie nadziać się na coś z ostrymi kantami, bo okazuje się, że pod topem lakier jeszcze przez jakiś czas jest miękki i można go wgnieść albo "zaciągnąć". Pierwsza więc próba lakieru była połowicznym sukcesem tylko. Na szczęście okazało się, że bardzo łatwo go zmyć, nie barwi skóry i paznokci mimo braku bazy.
Kolejna próba i kolejne rozczarowanie - mit o trwałości (od)prysł tak samo jak lakier z paznokci. Nie było żadnej różnicy pomiędzy Vinyluxem a jakimkolwiek innym lakierem (tylko że za żaden nie zapłaciłam tyle, co za Vinylux!). Np. dzisiaj rano pomalowałam paznokcie, zrobiłam załączone tu zdjęcie, a w tej chwili (wieczór) mam już odpryski na brzegach połowy paznokci u obu rąk). Przy tym kolorze, który mam, nie rzuca się to mocno w oczy, ale strach pomyśleć, jak wyglądałabym, gdybym kupiła jakąś ognistą czerwień. Co prawda "wyprawki" da się zrobić, ale bez topu lakier ma nieco inny odcień, więc od razu też cały paznokieć musi być pokrywany kolejną warstwą topu. A to oznacza dołożenie twardości, co w połączeniu z moimi zbyt elastycznymi paznokciami, daje efekt w postaci... kolejnych odprysków.
Mam ten lakier od ok. miesiąca, ale nie używam go często (mimo że paznokcie maluję codziennie albo co drugi dzień, bo dłużej nic mi się nie utrzymuje), więc pewnie będę go miała całe wieki. Naprawdę chciałam ocenić go na więcej. Ale te dwie gwiazdki, które daję, są tylko za piękne kolory (przynajmniej na zdjęciach) i przyzwoite (jak już się nauczyć) krycie dwiema warstwami :(
PS. Przy okazji pisania recenzji natchnęło mnie, żeby znowu pooglądać sobie kolorki Vinyluxu i zauważyłam, że ten lakier, który mam, bardziej przypomina kolor Locket Love. Przypuszczam więc, że to, co dostałam, to właśnie Locket Love, tylko z niewłaściwie przyklejoną przez producenta nalepką i opakowaniem. Może gdybym wpadła na to wcześniej i odesłała produkt, to z właściwym kolorem patrzyłabym na niego łaskawszym okiem. Ale teraz niestety za późno na reklamację :(
Używam tego produktu od: miesiąca
Ilość zużytych opakowań: pierwsze w trakcie; drugiego raczej nie będzie, chyba że wygram na loterii ;)