Zadałam sobie trud zgłoszenia produktu specjalnie po to, aby zmiażdżyć go recenzją. Niestety nie wypowiem się na temat składu, bo opakowanie i kartonik już dawno gniją gdzieś na wysypisku śmieci. Zresztą śmietnik to najwłaściwsze miejsce dla tego produktu, nawet zanim jeszcze się go zużyje.
Teoretycznie cenię markę Iwostin - to taki polski odpowiednik La Roche Posay - kosmetyki z aptecznym marketingiem i z zawartością lokalnej wody termalnej o rzekomo magicznych właściwościach. Ukierunkowanie na wymagającą klientelę, szukającą dziury w całym i wmawiającą sobie nadwrażliwość na różne rzeczy (mówię to z przymrużeniem oka i wyłącznie o sobie). Niestety, większość ich produktów powoduje u mnie katastrofalne skutki. Nawet obie wersje kremu Sensitia Zero.
Bardzo długi skład. Obecny składnik Parfum (kompromitacja jak na preparat pod oczy z segmentu aptecznego, ale o tym dalej). Fajne chudziutkie opakowanie z dozownikiem próżniowym, czyli wygoda używania i sterylność produktu. Lekka konsystencja i wszystko fajnie.
Oczekiwałam odżywienia, nawilżenia i opatulenia skóry pod oczami.
Nie oczekiwałam cudu bo znam swój PESEL i wiem, że inny nie będzie, nawet gdybym kupiła krem za milion dolarów. Od kremu pod oczy wymagam odżywienia/nawilżenia i braku podrażnień. Czyli w tym przypadku i tak postawiłam producentowi poprzeczkę znacznie niżej, niż on sam sobie ją postawił.
Produkt ZDEWASTOWAŁ mi skórę pod oczami oraz spojówki :mad:
Jest tak silnie naperfumowany kwiatowym zapachem, że oczy łzawiły mi nieprzerwanie przez cały czas pobytu kremu na skórze. Jeśli użyłam rano, to po południu nadal miałam czerwone, łzawiące oczy i nos pełen kwiatowej woni. Gdy raz użyłam tego kremu na wierzch dłoni, koleżanka w pracy po wejściu do mojego pokoju (a pokój mam wielki) rzuciła się do mnie wąchać co tak pięknie pachnie. To chyba najdobitniej świadczy o skali naperfumowania produktu.
Mniejsza o zapach, bo ktoś mógłby powiedzieć, że to reakcja alergiczna, indywidualna, i że krzywdzę produkt moją subiektywną recenzją. Może i krzywdzę, ale pakowanie składnika Parfum do kremu wokół oczu to naprawdę żenada, do której nie zniża się już nawet większość tanich drogeryjnych marek.
Odnośnie działania na skórę: Wysuszył niczym spirytus, ponacinał niczym żyletka, poparzył niczym sól wsypana w otwartą ranę.
Po pierwszych użyciach byłam tak zaniepokojona efektami, że potem używałam już wyłącznie pod oczy, nie tykając górnych powiek. Im dalej szłam w las, tym gorzej było. Skóra w coraz gorszym stanie. W pracy zdarzało mi się ratować sytuację kremem do rąk, gdy pod oczami miałam już wrażenie szorowania kawałkami potłuczonego szkła. Nadal wierzyłam jednak, że może tak właśnie wygląda skoncentrowany, profesjonalny atak na zmarszczki i że trzeba to przeczekać.
Potem na Iwostin wklepywałam dodatkowo krem odżywczy do twarzy (Vichy Neovadiol Magistral) bo po prostu nie byłam już w stanie wytrzymać przesuszenia i podrażnienia, dających wrażenie popękanej poparzonej skóry.
A potem... Zużyłam resztkę tego szajsu na łydki po basenie i pustym flakonikiem wykonałam piękny rzut do kosza na śmieci przez całą długość szatni, ku uciesze kibicującej mi publiczności.
BILANS KOŃCOWY: nowe zmarszczki, pogłębione stare zmarszczki, odczuwalne uwrażliwienie tego obszaru, silnie podrażnione spojówki.
Gdybym była bogatą rozkapryszoną Amerykanką, to zrobiłabym obdukcję i pozwałabym producenta o gigantyczne odszkodowanie.
Niestety, jestem prawdopodobnie jedynie rozkapryszona, bo bogata na pewno nie.
O żadnych amerykańskich krewnych też mi nic nie wiadomo.
Żegnaj Iwostin i ciesz się, że nie żyjemy w USA :mad:
Używam tego produktu od: sierpień 2015
Ilość zużytych opakowań: jedno i na 100% ostatnie