Ze wszystkich czekoladek od Heart Revolution, które miałam okazję poznać, to wariant Pink Fizz najbardziej przypadł mi do gustu ze względu na kolorystykę-raczej chłodną(ale nie siną!), z przewagą różu oraz szarości plus sporo błysków, które lubię na powiekach. Jest specyficzna, bo nie każdy lubi takie brokatowe i jasne cienie, mi osobiście pasują takie kolory do lekkich dziennych makijaży.
Ta paletka ma tak fajnie skomponowane kolory, że używam każdego z nich-można z nich stworzyć sporo fajnych kombinacji.
-oczywiście dużym atutem jest obecność jasnego cielistego matu(Champers)-dla mnie osobiście to już powinna być norma w paletkach. Champers jest jasny, ale nie kredowy, idealny do rozcierania granic lub pod łuk brwiowy,
-później jest kolejny cielisty mat(Drink)-tu mam już zastrzeżenie, że mógłby być ciemniejszy w typie kawa z mlekiem do załamania powieki, co czyniłoby tę paletkę jeszcze bardziej użytkową, bo przecież jeden beż już tu mamy, więc po co jeszcze jeden bardzo podobny?
-następnie są trzy jasne błyski trzymane w tonacji szarości oraz łososia(Flute, Sparkling, Toast), są delikatne, ale dobrze napigmentowane, lubię je na całą powiekę do szybkiego lekkiego makijażu,
Następny rząd:
-zaczyna się perłową bielą(Bubbles), jest to kolor mocno perłowy, utrzymujący się w klimatach srebrzystej bieli. Ja go tam lubię, chociaż ma w sobie vibe perłowych cieni z lat 90tych. Dobrze napigmentowany i przyjemny w aplikacji, -później mój ulubieniec tej palety, czyli zgaszony średni brudny róż z błyszczącą drobiną(Girl). Nałożony na całą powiekę z kreską oraz wytuszowanymi rzęsami robi za cały makijaż, jest prze-piękny <3 Pigmentacja, aplikacja oraz rozcieranie-bez zarzutu,
-błyski w tonacji karmelowo-musztardowej(Party i Elegant)-trochę się ich bałam, bo nie jestem szczególną fanką takiej kolorystyki w makijażu, jednak okazały się lekko zgaszone i naprawdę je polubiłam. Troszkę twardsze, ale nie sprawiają większych kłopotów w nakładaniu, są dobrze napigmentowane,
-gołębi błękit(Celebrate)-mocno błyszczący, miękki oraz dobrze napigmentowany. Kojarzący się ze wczesnymi latami 2000, ale ja lubię się bawić makijażem, a ten kolor fajnie komponuje się z brązami oraz różami,
-wiśniowy błyszczący brąz ze złotą drobiną(Truffle), który uwielbiam, jest dobrze napigmentowany, jedynie z rozcieraniem mam trochę problem-by rozetrzeć jego granice to muszę dobrze się namachać, no i lubi się osypywać trochę. Ale piękny jest,
Dolny rząd:
-Rosy. Pierwszy raz miałam styczność z tego rodzaju cieniem, nałożony solo praktycznie nic nie daje. Cała sztuka z nim polega na tym by nałożyć go na ciemniejszy cień-wtedy robi się małe czarymary, Rosy dodaje delikatnych złotych iskierek każdemu innemu cieniowi, ciekawa sprawa,
-błyszczący przygaszony brąz(Cork), ładny, nie jest siny, pigmentacja oraz aplikacja bez zarzutu,
-matowy ciemny brąz(Pop)-trochę się osypuje, pigmentacja dobra, ale z rozcieraniem znowu muszę się namachać. Maty z Kobo i Glam Shopu mnie pod tym względem rozpieściły,
-bardzo ciekawy gagatek to błyszczący granatowy fiolet(France). Patrząc na niego w palecie bałam się, że będzie twardy i zbity, tymczasem okazał się całkiem w porządku. Jest trochę suchy, ale da się nim osiągnąć ładny oraz wyraźny kolor,
-no i tytułowy cień z palety, czyli Pink Fizz. Jasny róż, który strzelił błyszczące combo-perłę i duuuużo brokatu. Jest dosyć suchy i twardy, potrzebuje dobrej przyczepnej bazy oraz aplikacji palcem lub zbitym pędzlem, bo lubi się osypywać.
Cienie spokojnie się utrzymują większość dnia-pod koniec dnia nadal mam wyraźny kolor, nie rolują oraz nie zbrylają się. Oczywiście na bazie, u mnie to pozycja obowiązkowa, bo mam tłuste oraz opadające powieki.
Nie uczulają, nie podrażniają.
Samo opakowanie jest przeurocze oraz przesłodkie, ja tam takie lubię :D Lusterko ma praktyczne, na wyjazdach potrafiłam się w nim jakoś tam pomalować. Oczywiście także tutaj opakowanie dopadła czekoladkowa klątwa, czyli coś musiało się popsuć-tutaj ułamał się jeden z zawiasów, przez to trudniej jest zabrać paletkę w podróż, bo opakowanie samo się otwiera.
Dla mnie bardzo ciekawą sprawą tutaj jest fakt, że te cienie pachną. I to nie byle czym, bo one pachną zapachem jaki miały paletki do makijażu dla małych dziewczynek, które to rodzice mi kupowali na odpustach gdy byłam mała. Autentycznie! Czasami wącham te cienie tylko po to by przypomnieć sobie czasy kolorowego i beztroskiego dzieciństwa :)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
W marketplace Allegro, Amazon