Parfums Gres Cabaret EDP 

Zapach testowałam w postaci próbki. Na początku po otwarciu próbki oraz krótką chwilę po skropieniu skóry czuć wyraźną alkoholowo-kwiatową woń. Bardzo szybko alkohol z zapachu się ulatnia i zostaje sama woń kwiatków, Zapach jest typową kwiatową wodą toaletową jakich wiele. Nie oferuje nic nowego, ciekawego ani wielowymiarowego. Taki zwykły, bezpieczny "kwiatuszek", odpowiedni dla większości kobiet, zarówno młodszych, jak i starszych, bo nie jest ani typowo "babciny" ani też typowo "dziewczęcy". Nie jest ciężki ani przytłaczający, więc nada się jako delikatne perfumy dzienne. Nie uwodzi i nie przeszkadza. Trwałość nie poraża - po 3 godzinach od solidnej aplikacji na skórę robi się na tyle delikatny, że trzeba się "wwąchiwać" by wyczuć resztki aromatu. Nie kupię pełnowymiarowej wersji, podobno i tak jej już nie ma w sprzedaży, więc nawet gdyby mi się podobał nie wiem czy byłby osiągalny. Na szczęście niczym mnie nie uwiódł, więc mała strata.

Pierwszy raz zetknęłam się z nim w postaci próbki dołączonej do zakupów. Odrzucił mnie natychmiast. Co za smrodziuch, stwierdziłyśmy z mamą. Po kilku miesiącach maznęłam nadgarstek, żeby przypomnieć sobie, co mi się w nim nie podobało. No i nie mogłam się nadziwić, ze to ten sam zapach. Do dziś nie rozumiem jak można tak przejść od wstrętu do zachwytu jednym krokiem. Wydaje mi się jednak, że jest to zapach nie dla każdego, mało tego, pachnie na skórze inaczej w zależności od pory roku. Zapewne dlatego nie mogłam go znieść w upalny letni dzień, a na chłodny listopadowy wieczór okazał się idealny. Do dziś prawie nie używam go latem, chyba że na wyjątkowe wieczory, natomiast w inne pory roku noszę na codzień. Widząć tyle skrajnych opinii pewnie nigdy bym go nie kupiła, ale to perfum specyficzny i nieprzewidywalny - wiele razy byłam pytana o ten zapach, że niesamowity, elegancki, świeży. A po sprawdzeniu na sobie większość osób się rozczarowała. Od lat używam też klasycznych poisonów, szczególnie hypnotic, bezpiecznego jadore i paru świeżuchów escady i chanel, jednak bez żalu oddałabum wszystkie za parę buteleczek Cabaretu - bo niestety jest już nieomal nieosiągalny. Zapach wręcz hipnotyzujący, ale na skórze, którą wybierze, a wybredny jak widać po poniższych recenzjach, wyjątkowo ;) Używam tego produktu od: 4 lat Ilość zużytych opakowań: 5 x 100 ml + próbka

Cabaret to zapach nimfy. Widzę ją pląsającą boso po mokrym lesie z rozczochranymi włosami koloru blond wpadającego gdzieniegdzie w zgniłą zieleń. Na głowie ma świeżo upleciony wianek ze słodko pachnących róż, jeszcze pokrytych rosą. Ich połamane w uścisku łodygi puszczają odrobinę aromatycznego soku. Nimfa biegnie, co chwila przeskakuje przeszkody w postaci porozrzucanych przez wiatr gałęzi. Później klęka przy drzewie, opiera się o nie dłońmi, palcami przesuwa po wilgotnej korze zostawiającej odrobinę koloru pod paznokciami. Oddycha szybko, ale zaraz uspokaja się i znów staje się człowiekiem - delikatną, młodą dziewczyną, którą poniosła wyobraźnia. Rozsiada się wygodnie, z plecaka wyjmuje termos z herbatą. Upija łyk i przypomina sobie, że nie dodała do niej swojego ulubionego dodatku - cytryny. Zdejmuje z głowy wianek, który złośliwie zsunął się jej na oczy, odkłada go na bok i sięga po owoc spakowany jeszcze w domu. Przekraja go sprawnie, kwaśny sok skapuje ciurkiem na różany wianek, na mech, na leśne runo... Tak właśnie pachnie na mnie Cabaret. Jest czarujący, wilgotny, ciut leśny, różany z odrobiną cytrusowej kwaśności i trochę zielony. Słodkawy szypr. W przeciwieństwie do swojego brata - gorzkiego Cabocharda - widzę w nim wrażliwą romantyczkę ubraną w zwiewną sukienkę. Nie mój, co nie zmienia faktu, że noszę go z przyjemnością. Jest bardzo trwały, delikatnie wyczuwalny przez otoczenie i przede wszystkim inny, wyróżniający się spośród wszystkich popularnych teraz zapachów. Na cieplejsze dni, raczej do noszenia w trybie dziennym. Polecam choćby przetestować(jeśli tylko będziecie mieć taką możliwość - niestety został wycofany z produkcji). Używam tego produktu od: miesiąc Ilość zużytych opakowań: Mniej niż 1

Szukałam tego zapachu!:) Tak bardzo chciałabym wiedzieć, jaka nuta tu dominuje. Kojarzy mi się wspaniale z najukochańszą ciocią - zadbaną, pełną uczucia kobietą. Od czasu do czasu sama mogę pachnieć Cabaret\'em:) Zapach dla kobiet w przedziale 25-50. Można z niego czerpać przyjemność:) Używam tego produktu od: 2013 Ilość zużytych opakowań: jedno

Nabyłam rok temu miniaturkę. W przeciwieństwie do niektórych opinii buteleczka bardzo mi się podoba (może duża buteleczka nie wygląda już tak słodko..) i szczególnie upodobał ją sobie mój 4-letni synek, który od czasu do czasu sam sobie aplikuje ten zapach i nigdy nie mam problemu z jego identyfikacją, bo z pozostałymi perfumami bywa różnie. Krótko mówiąc jest charakterystyczny, nie mogę w nim zidentyfikować róży, ponieważ jakiś inny składnik (taki z dzieciństwa) znacząco dominuje tutaj, do tego stopnia że na niczym innym skupić się nie mogę. Perfumy podobają mi się ale tylko do wąchania, nie chcę nimi pachnieć i nie czuję się w nich dobrze. Moim zdaniem nie jest to zapach z rodzaju seksownych, kobiecych. Nie sądzę też żeby miał męczyć otoczenie. Taką samą miniaturkę sprezentowałam mojej mamie, ona z zapachem czuje się dobrze. Po ukończeniu mojej miniaturki kupię następną taką malutką, śliczniutką w pięknym pudełeczku bo nie wiem czemu po prostu musi stać na pułeczce i nie mam nic przeciwko temu żeby mój synek nią pachniał. Używam tego produktu od: roku Ilość zużytych opakowań: miniaturka 7,5ml

Otrzymałam próbkę perfum przy zakupie innego zapachu. No cóż... nie zdecydowałabym sie na zakup Cabaretu bo choć ładnie pachną to mi kojarzy się ten zapach z mydełkiem. Takim ładnym ekskluzywnym ale jednak mydłem. Są świeże (jak już wyparuje pierwszy duszący zapach spirytusu) i delikatne ale to nie perfumy jakimi chcę pachnieć. Używam tego produktu od: próbka Ilość zużytych opakowań: próbka

Wszystko zmieszane w jedną wielką pulpę. Staroświecki, pachnie jak chmura kurzu. Jak sweter ściągnięty ze strychu razem z molami. Dla mnie la tragedija. Używam tego produktu od: testy Ilość zużytych opakowań: próbka

Cabaret to zapach bardzo ulotny, nietrwały i intymny, kojarzy mi się z czystością, to jeden z tych zapachów, które przywodzą na myśl słoneczny, leniwy poranek, tutaj akcja rozgrywa się w niedzielę rano, po mszy, na kościelnym pikniku. Delikatny zapach kadzidła przyjemnie drażni nos, całość jest jednak tak lekka, że po ok 30 minutach nic już nie czuję... Używam tego produktu od: testy Ilość zużytych opakowań: testy

Nie przepadam za różą w perfumach.... A jednak Cabaret jest moim zapachem jesieni. Pachnie jak wnętrze eleganckiego sklepu z papeterią :) i to mnie w nim ujęło. Jest chłodny i przejrzysty, bardzo łatwy do noszenia, całkowicie nieagresywny i nienarzucający się. Używam go gdy chcę się "skulić w sobie", ukryć przed zewnętrznym światem i nie eksponować swojej osoby nadmiernie. Fakt, nie jest zbyt trwały, właściwie po chwili nie czuję go na sobie, ale może gdyby był trwalszy, to zupełnie inaczej by się go odbierało? A tak musi mi wystarczyć lekki "wiew" od czasu do czasu :). Używam tego produktu od: roku Ilość zużytych opakowań: 1 w trakcie

Ktoś podobnie pachniał, ktoś (lub coś) z dzieciństwa, więc mimo, że zapach nie bardzo mi się podoba, to coś mnie w nim kusi. Tancerek w rodzinie nie było, tych perfum z wiadomych względów też nie... hmmmm... Jednak prócz bliżej nieokreślonych skojarzeń z młodymi latami nie ma w nim wiele ciekawego. To takie "i chciałabym, i boję się". Róża z piwonią skąpane w spirytusie, w otwarciu suchuteńkie drewno z terpentynową nutką (bardzo szybko się ulatnia), trochę tytoniu też jest. I bardzo ładny puder, drzewo sandałowe też wyczuwalne. Jednak wciąż przy skórze czai się kwaśnawa, lekko "potliwa", fizjologiczna nuta. I tyle. Jak nieco przechodzona, przyprószona pudrem sukienka kabaretowej tancerki. Mnie nie zachwyca, do zapachu nie wrócę. Pokuszę się o stwierdzenie, że miało byc intrygująco, a wyszło nijako. Nosząc go czuję się brudnawa, ale może twórcom o to właśnie chodziło. A buteleczka - straszne brzydactwo. Używam tego produktu od: kilka tygodni Ilość zużytych opakowań: miniaturka

Od dłuższego czasu jestem w posiadaniu próbki i wciąż zastanawiam się nad zakupem... Mnie zapach kojarzy się z tartakiem w lesie, z tym suchym, nieco żywicznym drapiącym w gardło, ale z akcentem róży. Gdyby był trwalszy, byłby dawno w moim zbiorze. Pozbawiony naiwności, dla kobiet z aurą tajemniczości ale o mocnej osobowości. To prawdziwy zapach Moulin Rouge... Lizy Minelli na scenie, w kusym stroju i czarnych kabaretkach, z wyrazistym makijażem oka i czerwonymi ustami, kobiety nietuzinkowej, utalentowanej, kontrowersyjnej... Wydaje mi się pasować do mnie - nie mam problemu na jaką okazję - po prostu jest dla mnie - gdyby tylko nie ta ulotność... Choć pewnie go kupię, bo kocham róże w Agencie, So pretty, podoba mi się Kingdom (podobna do tej). Dla mnie to taki mój Black Cashmere (który akurat mnie nie uwiódł, ale wiele jego recenzji oddaje to co czuję otulana Cabaretem) Kupiłam... bo takich zapachów nie ma w naszych perfumeriach, bo tak nie pachną "milijony", bo żaden ostatnio zapach nie wzbudził tylu emocji (no może Agent, z którym bardzo wiele łączy Cabaret - TEN klimat...), bo przyszedł wreszcie jego czas... Używam tego produktu od: próbka, chyba od roku Ilość zużytych opakowań:

Dla mnie Cabaret to rozwodniona wersja YSL Elle:( I nic więdcej nie mogę o nim napisać - nie czuję żadnego zamszu, żadnego lasu, kadzidła... kadzidła wolałabym nie czuć, ale sam zapach mógłby być nieco inny niż Elle. To, ze oba zapachy maja w składzie piwonię oraz to, że należą do kategorii kwiatowo-drzewnej nie oznacza, że muszą pachnieć tak samo. Z czasem przeobrażają się w coś delikatnego, wodno-ulotnego, coś jakby wspomnienie po Elle, ale dla mnie ciągle to to samo. Trwałość słaba. Używam tego produktu od: - Ilość zużytych opakowań: próbka

Jak na szypr - nawet niezły. Może dlatego, że jest ugrzeczniony, bardziej jak Narciso niż jak chemiczny i zabójczo intensywny A. Provocatour. Zapach skóry i zamszu, na próżno szukać w nim odwołań do natury, elegancki i raczej dla dojrzalszych kobiet, na pewno wyróżnia się z tłumu, wśród całej plejady słodkich owocowych i waniliowych zapachów. Przywodzi na myśl...lata 20te XX wieku,mocno wymalowane oraz skąpo ubrane aktorki kabaretowe...W nim też czułabym się trochę jak w przebraniu. Używam tego produktu od: dawna Ilość zużytych opakowań: 2, 3 próbki

Pozostale recenzje wskazuja na to, ze te perfumy to cos niesamowitego, wrecz kultowego. Postanowilam to na wlasnej skorze sprawdzic. I jakims szczesliwym zbiegiem okolicznosci dostalam probke wraz z pakunkiem z perfumerii internetowej. Pierwsze co zauwazylam to to, ze zapach trzyma sie bardzo blisko skory, wtapia sie w nia, nie pozostawiajac tzw ogona, jest subtelny,ledwo wyczuwalny i nie specjalnie trwaly. Z ciagu parunastu sekund od zaaplikowania na skorze, "uklada sie" grzecznie wiec o jakiejs szalowej zmiennosci czy przeplataniu sie nut nie ma mowy. Wlasciwie trwalosc tego zapachu powinna go dyskwalifikowac na wejsciu a wech mam raczej wyostrzony. Ale uparcie wylewam kolejne czesci tej probki starajac sie odkryc jakas wyjatkowosc. Zapach lekko kwiatowy z dominujacymi nutami drzewnymi ocieplonymi pizmem. Zapach nie jest zly ale bardzo plaski, malo intensywny. A jakie mam wrazenia z podrozy w czasie? Zadne. Zupelna obojetnosc. Bo takiej podrozy w ogole nie bylo, zapch mnie nie porwal, dla mnie to jakies popluczyny po ktoryms z wielkich orientalnych zapachow. Rozwodniony niby orient, bez glebi i przekazu. Używam tego produktu od: kilku dni Ilość zużytych opakowań: probka

Na początku przyciągnęła mnie ich piękna nazwa. Od razu wyobraziłam sobie XIX-eczną piękność z lekko potarganymi włosami w typie Emmanuelle Seigner - królową zarówno paryskiego kabaretu jak i alkowy... Jak najbardziej zapragnęłam ów przebrzmiały, pełen artystycznej cyganerii świat poznać na własnej skórze. Zamówiłam i oto moja relacja z poznania Cabaretu. A więc są to perfumy naprawdę ładne, takie pachnidło z prawdziwego zdarzenia. Obawiałam się tej bułgarskiej różyczki (nie przepadam) - tu jest bezkolczasta, wydelikacona - ale jest, jednak jakoś mi nie przeszkadza o dziwo. Natomiast już od pierwszej aplikacji nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ja ten zapach doskonale znam... Minęło trochę czasu zanim pracowita głowka odnalazła w mrokach pamięci co zacz - a więc Cabaret jest niemal bliźniaczą siostrą z Pleasures EL! Dodam, że może mniej "wyczyszczoną i sterylną", ale jednak to perfumy bardzo ale to bardzo podobne... To trochę przeszkodziło mi w snuciu moich wyobrażeń o rozpustnym Paryżu z przełomu stuleci, ale cóż... Jak pisałam, perfumy są śliczne. Porównałabym je do brzasku, czegoś na wskroś świetlistego, kryształowego. Trochę jak piękna wykrochmalona biała pościel (ach te Pleasures!!! Szkoda, że nie tylko je znam ale także posiadam :( ). Według nosa mojego chłopaka (bardzo mu się podobają) jest to zapach bardzo klasyczny! Fakt, nie ma w nich wyskokowych nutek na miarę choćby Aliena... Tego mi troszkę brak, tego pieprzyku który przydałby sensu takiej a nie innej nazwie (swoją drogą ciekawe jaki był zamysł twórców? Czy rzeczywiście mój trop skojarzeń jest słuszny?), jakiegos lekkiego zbrudzenia (a nawet zbrukania!) owej nieskazitelnej świetlistości. Wiem, że to robota bułgarskich różyczek, stąd też nie są one moimi ulubieńcami jeśli chodzi o perfumiarskie ingredencje. Zaznaczę, że dobrze się w nich czuję, są lekkie, ciekawe i nie nużące. Jak dla mnie więcej mają wspólnego z elegancją niż wyuzdaniem. Z czasem ewoluują ku odrobinie wiekszej biologiczności - może twórca chciał oddać efekt jaki przynosi na skórze skoczny kan-kan... Zlewają się ze skórą i emanują zmysłowością. Gdyby tak tylko odrobinkę więcej sprośności im dodano... ;} Byłoby więcej punktów. PS: Czytając recenzje poniżej zauważyłam, że niemal każdej dziewczynie Cabaret przypomina jakiś inny zapach! :D Niesamowite te perfumy, doprawdy... Używam tego produktu od: sierpień 2008 Ilość zużytych opakowań: w trakcie próbki

Dostawszy probke od przemiłej wizazanki z targowiska postanowilam przetestowac ten zapach dogłebnie. Odrazu napisze, ze jest paskudny do bolu i tak, jak zrobiłam az 3testy nadgarstkowe kolejnego juz w zyciu nie bedzie. Po 15minutach wylania na siebie tego smierdziela boli mnie tak głowa, ze mam ochote isc to zmyc. Czuje sie jakbym miala zaraz umierac z tym zapachem na rece,a to juz zły znak. Ciezki pudrowy i troche meski to jego glowna i najgorsza cecha, a ja nienawidze takich nutek. Mam rowniez wrazenie jakby sie gdzies przebijała roza ktorej tez nie znosze w zadnych wariacjach zapachowych. Dochodza tez inne skladniki, jak lilia i konwalia podszyte kadzidłem. Dla mojego nosa jest to paskudztwo do bolu i fanki tego zapachu niech trzymaja sie oddemnie z daleka, bo nie chce tego wachac na sobie, a tym bardziej na innych. Używam tego produktu od:probka Ilość zużytych opakowań:0

Moje spotkanie z Cabaretem miało następującą dramaturgię: Akt I - Zaskakuje mnie, oczarowuje i onieśmiela. Myślę : - co dopiero powiedzieć mają panowie, którzy znajdą się w pobliżu tak pachnącej. Kobieta Cabaretu to nie zabawna Katarzyna Pekosińska z Kabaretu Moralnego Niepokoju, ale Dagny Juel - eteryczna, wiotka, zamyślona Muza europejskiej cyganerii spotykającej się w berlińskiej winiarii "Pod czarnym prosiakiem". Zapach jest niczym tiulowa srebrzysto-różowa materia, utkana z cytrusowo - różanej mżawki. W tle szepce oleander i wetiwer. Cabaret są złożone, ale niezwykle delikatne, czyste, oddalone...I tak bardzo, przez swoją tajemniczą zmysłowość, intrygujące, poetyckie. Z drugiej strony - od piewszego niuchnięcia mam pewność, że znam tę woń. I ,że z jakiś względów, przed wielu laty, choć chciałam, nie kupiłam perfum tak bardzo podobnych do Cabaretu. Akt II - Którąś już godzinę wwąchuję się w naddarstki, aż wreszczie pojawia się obraz z mojej przeszłości: indaguję elegancką panią, czym tak cudownie pachnie. W odpowiedzi pytana wyjmuje niepozorną buteleczkę z napisem : Chique Yardley. W tym momencie cudowny zapach tej kobiety traci cały urok - już wówczas mam aspirację na miarę perfum Chanel. Akt III : Teraz, po przypomnieniu sobie jakie to perfumy bardzo przypomina mi Cabaret, stwierdzam samokrytycznie, że mój głupi snobizm związany z podatnością na sugestię płynącą z nazwy marki, z reklamą, ceną, itp. to ciężka, długotrwała, a może i nieuleczalna choroba...No, nic - Cabaretu nie kupię. edit : 30 lipca 2008 Epilog: Albo ma snobowatość jednak zelżała, albo wielka uroda zapachu firmy Gres pokonała wszelkie snobowate wątpliwości związane z dużym podobieństwem Cabaretu do średniopółkowca - chcę pachnieć Cabaretem. Używam tego produktu od: od dzisiaj lość zużytych opakowań: próbka od Przemiłej Wizażanki

Poczułam się jak w lesie (niestety nie jak w niebie :( ). Chciałabym bardzo, ale niestety ten zapach nie jest tym, co Ivy lubi najbardziej. Na mnie trzyma się bardzo blisko skóry i nie chce od niej się oderwać. Moja wizja tego zapachu, to wędrówka przez las, iglasty, mocno zarośnięty mchem. Mech taki miękki, wodnisty, jakby niedawno zmoczony przez wodę, cudny... ale zaraz co tu się wkrada... (kadzidła dochodzą do głosu), palone iglaki Zaczyna zapadać zmrok, powietrze robi się ciężkie od palonego igliwia, a mech jeszcze bardziej miękki, duszki wstają do harcowania, a ja mam ochotę ułożyć się na mchu i usnąć... -------------------- Odbieram ten zapach jak najbardziej pozytywnie, ale nie umiem sobie wyobrazić sytuacji w jakiej mogłabym go używać. Ocena: - pół gwiazdki za brak akcentów kwiatowych (nic takiego nie chce na mnie wychodzić), daję słowo ani jednego kwiatka nie czuję, z marszu zapach rozwija się w kierunku bazy i tak trwa, aż do końca - pół gwiazdki za to, że nie mogę go urzeczywistnić do żadnej sytuacji Używam tego produktu od: --- Ilość zużytych opakowań: próbka