Jak tylko zobaczyłam go w ofercie Inglot, to od razu chciałam przetestować. Nie mogłam zdecydować się na kolor, więc udałam się do sklepu stacjonarnego, gdzie uprzejma Pani mnie wymalowała. Wyglądało ok, więc zdecydowałam się na zakup i testy w domu.
Jestem wierną fanką mascary do brwi Bobbi Brown i liczyłam, że znajdę tańszy odpowiednik. No i sama nie wiem, ponieważ jest zasadnicza różnica na plus dla BB - łatwiej i szybciej można wykonać makijaż - kolor nie ciemnieje tak bardzo z czasem jak inglota, więc generalnie to jak się umalujemy, to od razu wiemy jaki będzie efekt.
Inglot nieco ciemnieje.
Kolory:
aktualnie w ofercie dostępne są trzy: (1) jasny, zdecydowanie dla blondynek - lekko popielaty blond; (2) brąz - określiłabym go jako średni brąz, nie rudy, ale też niespecjalnie chłodny - neutralny (ten zakupiłam - jestem szatynką); (3) gorzka czekolada - taki czarno brązowy, chłodny odcień.
Nie ukrywam, że zabrakło mi w ofercie jakiegoś beżu lub chłodnego brązu - jasny jest zdecydowanie za jasny, a brązowy ciut zbyt ciepły - całkiem ładny, ujdzie.
Opakowanie:
tu się nie mogę do niczego przyczepić, ładne, zgrabne, bardzo fajna szczoteczka - mała, raczej z tych twardych, z włoskami ułożonymi w gęstą spiralkę. Bardzo dobrze się nią maluje brwi.
Stosowanie:
Do tego aspektu mam najwięcej zastrzeżeń.
Siłą rzeczy porównywałam ten produkt do mojego ulubieńca i niestety wypadł w tym porównaniu słabo.
1) aplikacja - ja na mój gust ciut zbyt mokra i mało treściwa konsystencja: brwi pociągnięte z włosem - ledwo widać efekt - trzeba najpierw pod włos, żeby się naniósł kolor i potem drugi raz z włosem, żeby ułożyć brwi.
Żeby nie było - Pani w salonie inglot też trochę zeszło wymalowanie dokładne moich brwi, najpierw kilkakrotnie, miejsce przy miejscu szczoteczką i potem wyrównanie czystą szczoteczką. Więc dokładne nałożenie tego produktu to nie jest niestety trzask prask - trochę schodzi na to czasu. Kredką do brwi z inglota (w metalowym opakowaniu) załatwiam sprawę makijażu brwi znacznie szybciej.
2) efekt - przy starannym naniesieniu i wymodelowaniu można uznać, że jest ok. Po chwili produkt zmienia konsystencję z takiej błyszczącej mazi na matową pastę. Wygląda to naturalniej i ładniej moim zdaniem, ale tak jak wspominałam - kolor brązowy jak na mój gust nieco za ciepły
3) trwałość - w sklepie inglota zapewniano mnie, że kosmetyk jest wodoodporny i będzie trzymał się brwi i brwi cały dzień. Ale, ale...
Kosmetyk nie zasycha - gęstnieje, matowieje, ale nie zasycha. Zrobiłam nawet test 3 mascar (BB, Catrice i Inglot): posmarowałam sobie skórę na dłoni, odczekałam jakieś 15-20 minut i przejechałam palcem po skórze. Efekt był taki, że i Catrice i BB zaschły na skórze taką matową warstwą a Inglot się rozmazał :(
Być może to jest lespze dla włosków, bo taka tłusta warstweka lepiej je odzywki, ale działa to mniej więcej tak, że jak pomalowane brwi dotkniemy dłonią lub przejedziemy po nich placem, to przyklejają się do skóry i zlepiają ze sobą. Jakaś masakra. Można o uratować rozczesując jakąś szczoteczką, ale nie o to chodzi, prawda?
Ja mam na to taki patent, że nakładam kilka cienkich warstw zamiast jednej grubej.
Zauważyłam, że z kosmetykami Inglot tak jest - niektóre są genialne a niektóre kompletnie nieprzemyślane i przez to nie nadające się do używania w celu, w jakim zostały stworzone.
I tak jest kredka do brwi w metalowym opakowaniu, która jest genialna i wyprzedziła inne firmy z wysokich półek, które taką formułę wprowadzają dopiero teraz i takie coś, co wychodzi z opóźnieniem i tak nie powala...
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie