Słowem wstępu: skórę mam nadwrażliwą, mieszaną, z rozszerzonymi porami i zaskórnikami nie do zdarcia, oraz ze skłonnością do zaczerwienień. Jest bardzo jasna i zawsze mam problem ze znalezieniem właściwego odcienia podkładu czy też kremu BB.
Dotychczas wszystkie drogeryjne kremy BB, które wypatrzyłam w cudzych kosmetyczkach nie zachwyciły mnie. Poza tym nie byłam szczególnie pozytywnie nastawiona do czegoś, co ma robić wszystko, bo to zazwyczaj oznacza, że tak naprawdę nie robi nic. Żal mi też było wydać ok. 80zł na azjatyckie BB kremy, szczególnie że na Allegro roi się od podróbek.
Ale, że akurat robiłam zakupy w aptece internetowej to do koszyka wpadł mi (sam, przysięgam :D ) ten oto kosmetyk za bodajże 48zł. Stwierdziłam, że przetestuję i w najgorszym wypadku będzie to mój pierwszy i ostatni BB krem.
Trochę się napaliłam jak szczerbaty na suchary i z początku byłam lekko rozczarowana. Bo chociaż na ręce jest całkiem ok, to na twarzy już odcina mi się od kredowo białej szyi, a ja szyi malować nie lubię, a tu znowu że się maże za bardzo, a bo liczyłam na bardziej spektakularny efekt... Typowe problemy pierwszego świata.
Tylko, że ja źle do niego podeszłam- doszukiwałam się w nim kosmetyku typowo makijażowego, zamiast pielęgnacyjnego. Jeśli spojrzeć na niego od tej drugiej strony, to okazuje się, że to całkiem przyjemny produkt.
Moją skórę nawilża na tyle dobrze, że mogę go stosować samodzielnie, bez dodatkowych wspomagaczy. Z denerwującymi smugami poradziłam sobie w taki sposób, że przed nałożeniem go delikatnie spryskuję twarz woda termalną- wtedy wszystko idzie jak po maśle.
Delikatnie wyrównuje koloryt skóry. Nie ma co się spodziewać efektu Photoshopa, to nie korektor ani podkład. Nie zamaskuje wyprysków, blizn potrądzikowym ani naczynek. Zależnie od skali problemu może jedynie sprawić, że będą "lepiej wkomponowane w tło".
Lekko rozświetla- jak mu się dokładnie przyjrzałam, to zauważyłam, że zawiera mieniące się drobinki, jednak są one tak delikatne, że wcale mi nie przeszkadzają- a ja jestem na tym punkcie przewrażliwiona, bo świecę się z natury do max. dwóch godzin po wykonaniu makijażu, więc jak widzę w podkładzie czy kremie brokat, to dostaję szału. Jednak tutaj otrzymujemy efekt naprawdę bardzo delikatnego rozświetlenia i odświeżenia skóry.
Daje efekt satynowo-rozświetlający w dobrym stylu, ale lubi zbierać się w załamaniach skóry, więc traktuję go zawsze dodatkowo pudrem bambusowym (który jest 100% naturalny i nie zawiera talku, więc nie wpływa w żaden sposób na działanie filtrów) albo czekam, aż "ułoży się" na skórze, po czym nakładam na niego jeszcze podkład i dopiero wtedy puder. Pierwsza opcja jest zazwyczaj opcją domową, druga wyjściową.
I potwierdzam, że nadaje się dla cer wrażliwych, skłonnych do podrażnień, kapryśnych i buntowniczych. Konsystencja jest raczej śmietankowa, nie należy ani do szczególnie ciężkich ani szczególnie lekkich. Nie jestem pewna czy sprawdzi się u posiadaczek cer bardzo suchych i bardzo tłustych. Wydaje mi się natomiast, że powinien pasować cerom normalnym i mieszanym. U mnie jest wystarczającym kremem na dzień, kiedy temperatura oscyluje wokół zera. W większe mrozy wyciągam cięższy kaliber.
I od której strony by nie liczyć, wychodzą mi 4 gwiazdki. :)
Używam tego produktu od: ok. miesiąca
Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1