Cień ten kupiłam w ciemno, zamiast innego, którego akurat w drogerii Hebe nie było. Brakowało mi takiego przygaszonego różu w mojej kolekcji, a nie chciałam kupować specjalnie całej palety dla jednego cienia. Kosztował niecałe 9 złotych. Odcień, który posiadam to 01 get poshy.
Przez pewien okres czasu bardzo lubiłam eksperymentować z makijażem. Siedząc w domu, a nawet wychodząc z domu, często miałam na sobie jakieś kolorowe cienie. Malowałam się tak dla praktyki, ponieważ co może bardziej nauczyć nas sztuki, jaką jest makijaż, niż praktyka + kolory. Można powiedzieć, że swoją ''praktykę'' zaczęłam już jako małe dziecko, bo ciągle z zamiłowaniem tylko rysowałam, a jako wczesna nastolatka już podkradałam kosmetyki mamy. Mój szał na kolory powoli kończył się na początku zeszłego roku i zaczęłam stawiać na makijaże w brązach i innych naturalnych odcieniach, podkreślających urodę. Jednym z nich właśnie jest cień z Essence, który mimo swojej różowej poświaty, nadal prezentuje się naturalnie. W opakowaniu jego baza wygląda na ciemny, zgaszony, brudny róż w neutralnym odcieniu, a błyszcząca poświata na jasny, chłodny róż. Natomiast na oku, a przynajmniej moim, wypada na cieplejszy niż mogłoby się wydawać, a mianowicie baza zmienia się na zdecydowanie cieplejszy róż. Perłowa poświata nie zmienia swojego odcienia i nadal błyszczy się chłodnym, jasnym różem. Myślę, że taki kolor będzie pasował każdej kobiecie, ponieważ dodaje on świeżości i kobiecości, co sprawdzi się świetnie na zbliżające się walentynki. Wystarczy nałożyć go dosłownie odrobinę palcem dla zalotnego looku, ale nałożony w większej ilości lub/i połączony z innymi cieniami będzie prezentował się tak samo dobrze. Oczywiście walentynki, to tylko moja propozycja. Dobry będzie nawet do noszenia na co dzień. Może on też posłużyć jako róż do policzków, jeśli lubicie rozświetlone wykończenie, ale trochę inne niż wszystkie. Pigmentacja zależy od nałożonej ilości i sposobu nakładania - palcem lub pędzlem, choć w obu przypadkach możemy kontrolować pigment. To samo tyczy się rozcierania. Zarówno palcem, jak i pędzlem można osiągnąć taki sam rozblendowany efekt, jest to super łatwe. Trwałość na oku tak naprawdę zależy od tego co jest naszą początkową bazą. Cień sam z siebie mocno przykleja się do powieki i nie rusza przez cały dzień, lecz słabej jakości baza (np. jakiś korektor) lub jej brak, może przyczynić się do ewentualnego zbierania w załamaniach, czy rolowania. Nie wypowiem się na ten temat, bo różnie u mnie bywa - czasami chcę żeby cień pozostał nienaruszony, a czasami nie zwracam uwagi na to, że się gdzieś zebrał.
Mogę niektórych zdziwić, że będę opisywać zapach cienia do powiek, ale jest na tyle mocny, że warto o nim wspomnieć. Wystarczy otworzyć opakowanie i już unosi się słodki zapach bitej śmietany. Aż chce się zjeść.
Opakowanie jest przeźroczyste, plastikowe, zamykane na zatrzask i niestety tandetne. Nie można nawet rozchylić pokrywki do końca, bo pęknie w zawiasie. Pierwsze, lepsze uderzenie o podłogę i myślę, że również nie byłoby ciekawie, więc radzę obchodzić się z nim jak z jajkiem. Pojemność to 2,5g.
Zalety:
- Regularna cena
- Fajny odcień zgaszonego, brudnego różu z jasnoróżową, perłową poświatą (01 get poshy)
- Może posłużyć jako róż do policzków
- Dobra pigmentacja
- Łatwo się rozciera
- Trwałość
- Zapach bitej śmietany :D
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie