Nawilża, ale grejpfrutu czy tam pigwy to ja w nim nie czuję...
Balsam znalazłam w jednym z ShinyBox'ów, które kiedyś kilka razy zamówiłam. Firma Stenders była dla mnie totalną nowością, o której wcześniej nie słyszałam. Bardzo ucieszyłam się na widok balsamu do ust, ponieważ jest to produkt, który na pewno zużyję. Usta nawilżam niemalże nałogowo, generalnie nie pójdę spać bez zabezpieczonych balsamem czy pomadką ust. Lubię na drugi dzień obudzić się z pięknie zregenerowanymi i gładkimi ustami, gotowymi na spotkanie z matową pomadką, a co!
Balsam Stenders znajduje się w dokładnie takim samym opakowaniu co popularne Carmexy. Małe, smukłe, plastikowe z wykręcanym sztyftem. Jest tak maciupkie, że zmieści się niemalże wszędzie ;) Poręczne i wygodne, mam tylko jedno ale - zatyczka mogłaby być ciut większa. Jest tak idealnie dopasowana, że trzeba mocno uważać, żeby przez przypadek nie władować jej w sztyft.
Balsam jest kremowy, w opakowaniu wygląda na biały, ale po nałożeniu na usta jest bezbarwny. Pozostawia na nich wyczuwalny, ochronny film, a także nadaje im delikatny, zdrowy blask. Jeśli natomiast chodzi o zapach, to zachodzę w głowę gdzie jest ten grejpfrut i pigwa, którą chwali się producent. Ja nic, a nic nie czuję. Ok, no może tak bardzo, ale to bardzo delikatnie gdzieś tam w tle... Bardziej już zalatuje mi masłem shea niż obiecywanymi owocami.
Balsam nawilża i regeneruje usta. Na drugi dzień są one wyraźnie bardziej miękkie, gładkie i uelastycznione. Balsam w przeciwieństwie do popularnych Carmexów nie piecze w usta - dla osób, które nie są zwolennikami charakterystycznego mrowienia, będzie więc to plus. Ja uwielbiam Carmexy i mam wrażenie, że one ciut mocniej nawilżają i regenerują moje usta.
Bądź co bądź z nawilżeniem w Standersie nie jest źle, ale cena mogłaby być niższa. Znam wiele balsamów, które kupimy połowę taniej. Rozumiem, że to kosmetyk z dobrym, naturalnym składem, ale jednak. Czas od otwarcia kosmetyku to 6 miesięcy, jest wydajny, musimy się więc spieszyć, żeby zużyć go w całości.
Zalety:
- nawilża usta
- dobry, naturalny skład (wysoka zawartość masła shea)
- mały - zmieści się do nawet najmniejszej torebki
Wady:
- zapach grejpfruta jest bardzo, ale to bardzo słaby, wręcz niewyczuwalny. O pigwie dobrze, że się dowiedziałam z opisu, bo sama nigdy bym na to nie wpadła.
- stosunkowo drogi jak na balsamy do ust
- słabo dostępny
- zatyczka jest tak dopasowana, że trzeba uważać przy nakładaniu jej, żeby przez przypadek nie włożyć jej do balsamu
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie