Perfumy te otrzymałam w prezencie świątecznym o pojemności 100ml. Nie wybierałam ich sobie sama, więc była to stuprocentowa niespodzianka.
*Edit 27.04.2021: To zapach ciepły, korzenny, ciężki i bardzo słodki. I choć nadal lubię słodziaki, to wolę żeby były lżejsze oraz odpowiednie na cały rok. Fatale Intense nadal stoi u mnie na półce i jest używany może z dwa razy w roku, w chłodne miesiące. Miałam na niego fazę krótko, a potem poszedł w odstawkę. Ciekawe kiedy go zużyję...
Moja miłość do słodkich i intensywnych zapachów trwa, ale ostatnio przebiły je zapachy świeże, kwiatowe, z dodatkami cytrusów. Kto by pomyślał, że ja będę lubić nuty cytrusowe :D... Chyba zmieniam się z wiekiem. Gdy dostałam recenzowane aktualnie perfumy na święta, to jeszcze mój szał na intensywne słodziaki trwał, więc po powąchaniu tego gagatka byłam w szoku. Pierwsze co poczułam to oczywiście alkohol, który szybko wyparował. Następnie uderzyła we mnie silna nuta lukrecji, pomieszana z wyczuwalnym zapachem owoców leśnych. To było naprawdę mocne uderzenie słodyczy jak na pierwsze psiknięcie. Po chwili ujawniła się nuta papryczki chili, która wręcz gilgała mnie po nosie. Pomieszało się to z lukrecją i owocami leśnymi, tworząc zabójczo słodką mieszankę, której nigdy w życiu nie czułam. Bardzo nietypowy i jedyny w swoim rodzaju zapach. Taka kompozycja utrzymuje się nie dłużej niż 8-10 minut. Po tym czasie stopniowo budzi się serce zapachu, czyli mieszanka kwiatowa, w której dominuje raczej róża. Na jednej ze stron widzę, że jest tam również magnolia champaca i lotos, ale ciężko stwierdzić. Jednak jest to zdecydowanie połączenie różnych kwiatów, które dodają tym perfumom kobiecości. Serce utrzymuje się przez około 2-3 godziny, zamieniając się powoli w podstawę. Tutaj już jest bardzo ciekawie - skóra, wanilia i bursztyn. Sama słodycz. Nuta skóry jest mocno wyczuwalna, ale w połączeniu z wanilią i bursztynem powstaje klejący się ulepek. W tej podstawie czuć praktycznie wszystkie wcześniejsze nuty, z podkreśleniem lukrecji, papryczki chili, róży, wanilii i bursztynu. To wszystko utrzymuje się na skórze przez kolejne około 3-4 godziny, a jeśli spryskamy ubrania, to możemy być pewni, że zapach pozostanie do następnego prania. Perfumy te są bardzo unikatowe, eleganckie i mega słodkie (niektórych mogą przyprawiać o ból głowy lub mdłości). Nie nadają się do noszenia na co dzień i na pewno nie wiosną/latem. Jest to zbyt mocny i zbyt ciepły zapach na ciepłe oraz upalne dni. Rekomenduję je stanowczo na jesień i zimę, ale na ważniejsze wyjścia lub do siedzenia w domu pod grubym kocem z gorącą herbatą w rękach. Już sama nuta papryczki chili rozgrzeje ciało i zmysły. Dla mnie są to też perfumy, które nie należą do tych bardzo kobiecych. Mają w sobie coś męskiego, co nie każda z nas lubi, więc trzeba to wziąć pod uwagę. Jeżeli zaciekawiłam was moim opisem, to mimo wszystko nie kupujcie od razu dużej pojemności. Polecam najpierw zaopatrzyć się w 30ml lub próbkę, jeśli jest dostępna. Ja mam aż 100ml do zużycia, które będę miała na bardzo, bardzo, bardzo długi czas.
Flakon początkowo znajduje się w eleganckim kartonie, który swoją powierzchnią przypomina pikowaną skórę. Jest on matowy na czerwonej części, a połyskujący na złotych dodatkach. Wygląda pięknie i aż szkoda wyrzucać :D... Natomiast flakon to jest po prostu gwiazda! Krwisty odcień czerwieni, piękny design, złote szczegóły... Prezentuje się na droższy niż jest w rzeczywistości, a dodatkowo jest bardzo ciężki. Zachęcam do zerknięcia na dołączone do recenzji zdjęcia. Atomizer działa bez zarzutów, rozpylając drobną i nie za dużą mgiełkę. Do wyboru mamy pojemności 30, 50 i 100ml.
Zalety:
- Regularna cena
- Wielowymiarowy zapach
- Niesamowicie słodki, intensywny, elegancki, rozgrzewający
- Bardzo unikatowy
- Trwałość na skórze jest raczej średnia, ale za to na ubraniach jest idealna
- Piękny design zarówno kartonu, jak i flakonu
- Atomizer
Wady:
- Zapach ma w sobie coś męskiego, co nie każdemu może się podobać