tak pachnie moja ciocia. ta, której nie lubię.
Niech nie będą na mnie złe wszystkie młode zwolenniczki tegoż zapachu- przecież wiadomo, że moja opinia jest opinią subiektywną i absolutnie rozumiem, że zapach może się podobać. Ale niestety nie mi.
Tym, co najbardziej mi się w tej wodzie podoba jest flakon. To piękne szklane malinowe jabłuszko otoczone srebrnymi listkami. Opakowanie bardzo przemyślane, w którego design niewątpliwie włożono dużo energii.
Jego projekt wydaje się adekwatny do tych pierwszych nut zapachowych, które pojawiają się chwilę po aplikacji.
A te pierwsze nuty są naprawdę piękne! Szkoda, że ich trwałość to dokładnie milisekundy...Są słodkie, ale nie przesłodzone, wibrujące jak upalny dzień w tropikach. Oprócz tych konwencjonalnych cytrusów (limonki i cytryny), jest coś więcej. Inne słodkie owoce, które wcale nie chcą zostać liderami. Dopiero z opisu dowiedziałam się, że to Caipirinha- zapach, którego domem jest Brazylia. A szczególnie rozgrzane, lubiące zabawę Rio de Janeiro- Cuidade de Dios, miasto, które nigdy nie odpoczywa. Ani za dnia, ani nocą. A jego imprezowicze nigdy nie liczą sobie lat.
Jaka szkoda, że te nuty są tak ulotne, tak nietrwałe. Ich trwałości nie sposób określić sekundami.
Bo szybko pojawia się motyw przewodni zapachu, czyli kwaśne jabłuszko. Też piękny. Wydaje się prawdziwy, przekonuje mnie. Przez chwilę jestem w sadzie, już sięgam po jabłuszko, już czuję jego miąższ w ustach... I pojawia się ona. Piwonia. Która bierze cały zapach na swoje barki. A taka niby niepozorna. O, proszę, jak dominuje. I już nie chce przestać.
Potem nie czuję już nic więcej poza piwonią, może z niewiele cedru, ale i tak... Piwonia, piwonia, piwonia. Która oczywiście sama w sobie nie pachnie źle- oczywiście to piękna woń. Ale ta tutaj jest przesłodzona i na wskroś płaska.
W efekcie jest dusząco, a po pewnym czasie mdląco.
Pierwsze nuty to mistrzostwo świata. Absolutny hit- to mógłby być wibrujący zapach dla młodych dziewcząt. Na lato.
Ale to, co pojawia się potem- to zgroza.
Zaskakująco trwała zgroza, jak na wodę toaletową.
Mam silne skojarzenia z tym zapachem z pewną moją ciocią, z którą nigdy się nie lubiłyśmy. Wątpię, by używała ona Niny, raczej czegoś bazarkowego, ale pachnie zupełnie identycznie. To znaczy identycznie płasko. Szkoda, bo był potencjał na coś wyjątkowego, coś interesującego.