Jak dotąd najpiękniejszy i najwierniej oddany zapach jaśminu, a raczej kwiatów jaśminowca wonnego, z jakim miałam okazję zetknąć się odkąd rozpoczęła się moja przygoda z perfumami. W chwili pisania tej recenzji na mój lewy nadgarstek skropiony jest A La Nuit SL, prawy z kolei Alien TM.
Nawet nie wiem od czego zacząć tę recenzję, bo tak, jak uparcie i wytrwale szukałam w perfumach jaśminu doskonałego, tak raczej nie miałam wielkich nadziei, że w końcu go znajdę. Ciężko jest opisywać zapach, który przywołuje tak wiele dobrych skojarzeń, który przynosi konkretne wspomnienia z czasów dzieciństwa, i który podświadomie człowiek łączy z najważniejszymi osobami w życiu. Zawsze, gdy czuję zapach jaśminowca ogarnia mnie olbrzymi sentyment za rzeczami, osobami i miejscami, które już bezpowrotnie minęły albo które nieprędko zobaczę. Mam tak tylko w tym jednym, jedynym przypadku - gdy czuję ten właśnie zapach. Pewnie, są takie kompozycje, które przywołują konkretne obrazy z przeszłości, ale jest to raczej migawka wspomnień, która mija tak szybko jak się pojawiła. Jaśmin natomiast ma tę cudowną moc, która sprawa, że nagle ogarnia mnie spokój i jest mi zwyczajnie dobrze. Kiedy przestaje się przejmować pierdołami dnia powszedniego, zastanawiać nad tym czego nie mam, a mieć bym chciała i zaczynam doceniać ile udało mi się już osiągnąć. Sięgając w przeszłość uświadamiam sobie, że jestem w miejscu, o którym marzyłam, że będę, mając lat naście. Dziecko, które pomagało ukochanej Babci - będącej raczej jaka mama - doprowadzić przydomowy ogród do porządku, gdy ciężkie gałęzie zdziczałego krzewu jaśminowca zwisały przez ogrodzenie oddzielające ogród od posesji sąsiada, sprawiając, że wszystko wkoło pachniało, i których nie dało się ogarnąć, bo krzew rósł jak szalony, cały czas gdzieś we mnie tkwi. Chciałabym jednak, aby częściej się pokazywało.
A La Nuit to wspaniały twór Serge Lutens. Dziki, nieposkromiony, a jednocześnie uroczy i mega kobiecy.
Na początku wspomniałam, że zapach konfrontuje z innym jaśminowcem, Alien TM. Te perfumy to zapachy dwóch różnych kalibrów. Porównywanie ich mija się z celem, bo są skrajnie różne i chyba tylko fakt, że oba mają jaśmin w składzie skłonił mnie to takiej konfrontacji. Alien przegrywa w przedbiegach, gdy staje w szranki z A La Nuit. To moja osobista ocena, bo jak już wspomniałam, kocham zapach jaśminowca, wiem jak pachnie w naturze i Alien daleko do niego.
Pół gwiazdki odejmuję tylko i wyłącznie z tego powodu, że A La Nuit mógłby być trwalszy. Wtedy byłby doskonały.
Używam tego produktu od: miesiąca
Ilość zużytych opakowań: 50 ml