Paese Inca Inchi Oil Olej Inca Inchi

Olejek Inca Inchi był moim drugim tego typu kosmetykiem. Po udanym romansie z olejkiem od Urody i od tego oczekiwałam cudów. Czy się doczekałam? Niestety, moja skóra go nie pokochała... Olejek otrzymałam w Shinyboxie i postanowiłam go wypróbować. Stosowałam go razem z serum na noc. Olejek ma oleistą, ale w miarę rzadką konsystencję, dzięki czemu dość sprawnie się go wciera. Zostawia film na skórze, ale to akurat oczywista rzecz w przypadku naturalnych olejów. Zapach orzechowy, wytrawny. Wydajny, wystarczą ok. 4 krople na pokrycie całej twarzy. Niestety, ale rano nie widziałam żadnych efektów. Cera była jedynie mocno tłusta, a po zmyciu tej warstwy nie było widać szczególnego odżywienia czy rozświetlenia. Gdybym nic nie nałożyła na twarz, to byłby taki sam efekt. A nawet miałam wrażenie, że cera wyglądała na zmęczoną i odrobinę zapchaną. Producent poleca olejek m.in. na blizny. Ja mam ich trochę na twarzy, jako pamiątkę po rozdrapywaniu wyprysków w okresie dojrzewania. I w tej kwestii również nie zauważyłam najmniejszej zmiany. Końcówkę zużyłam dodając do maseczek glinkowych lub na szyję i dekolt. Na duży plus szklana buteleczka z ciemnego szkła, które zabezpiecza olejek przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Dołączona pipeta pomaga dozować odpowiednią ilość produktu, który później nie leje się po opakowaniu i nie brudzi wszystkiego naokoło. Pipeta nie zasysa się i nie ma problemu z jej odkręcaniem. Cena w porównaniu do innych olejków dość wysoka. Zwłaszcza, że stacjonarnie nigdzie go nie widziałam, więc trzeba doliczyć także koszty przesyłki.