Samarité Supreme Balm Balsam do ciała i twarzy

Jak ja uwielbiam ten krem! Wszyztkie suche miejsca na ciele typu łokcie, kolana, dłonie po użyciu tego produktu są miękkie i nawilżone. Co prawda cena jest spora, ale jeśli korzysta się z promocji można upolować go w korzystnej cenie

Po raz pierwszy miałam okazję próbować balsam w takiej formie. Byłam bardzo zdumiona po otwarciu opakowania, gdy zobaczyłam jego konsystencję. Zazwyczaj używałam balsamów w tradycyjnej formie kremowej, a tu takie zaskoczenie. Następnie wzbudził moje zainteresowanie jego zapach, jest intensywny i specyficzny. Po krótce napiszę, że kosmetyk zamknięty jest w czerwonym, plastikowym słoiczku o pojemności 90 ml. Ma zakręcaną nakrętkę. A na niej złoty obrazek, przedstawiający m.in kobietę, ptaka trzymającego gałązek , księżyc i książkę. Obrazek ciekawy, ala indyjski. Na słoiczku równie złote napisy, także wszystko wygląda bogato. Konsystencja kosmetyku treściwa, niczym wazelina. Kolor beżowy. Zaleca się balsam nabrać w dłoń i nieco rozgrzać. To ma faktycznie sens, bo robi się on wtedy bardziej rzadszy niczym olejek i łatwiej rozprowadza się na ciele. Moja skóra jest bardzo sucha i zazwyczaj wszelkie balsamy szybko wciąga i niewiele Po nich pozostaje. Tutaj sprawa ma się nieco inaczej. Balsam tak szybko nie wnika w skórę. Pozostaje jego tłusta warstwa. Troszkę się lepi. W zasadzie nie trzeba go dużo nakładać, należy do tych wydajnych, choć przy codziennym stosowaniu szybko znika. A patrząc na jego cenę, należy jednak trochę go oszczędzać. Jak wspomniałam ma specyficzny, orientalny zapach. Długo nie mogłam się do niego przyzwyczaić. Najnormalniej w świecie mnie drażnił. Jednak po jakimś czasie moja nozdrza się przyzwyczaiły. Fajne jest w nim to, że można stosować go na wiele sposobów. Tak naprawdę można nim posmarować się wzdłuż i wszerz. Nada się do ciała, twarzy , stóp, skóry głowy, rąk. Nawilża, natłuszcza, przywraca elastyczność skórze. Podobno niweluje rozstępy, blizny. U mnie napewno zlikwidował szorstkoś, podrażnienia. Idealnie likwiduje male czerwone krostki na nogach, czy krostki występujące po depilacji. On dosłownie likwiduje wszystkie problemy skórne i to w krótkim czasie. Osobiście go uwielbiam i często wracam.

Balsam regenerujący o wszechstronnym zastosowaniu. Stosowałam go na skórę całego ciała, twarz i głowę. Łagodzi, koi i na długo regeneruje i nawilża skórę. Produkt bardzo wydajny, wystarczy dosłownie odrobina balsamu. Konsystencja treściwa. Nim nałożyłam na skórę rozgrzałam w dłoniach. Zapach przyjemny. Szybko się wchłania nie pozostawiając tłustej warstwy. Nie obciąża włosów. Skóra wygląda na gładszą, jędrniejszą, zadbaną i dobrze nawilżoną. Polecam. Balsam kupiłam w wersji podróżnej 15 ml. Jest bardzo wydajny i treściwy. Spełnia swoje zadanie. Jestem zadowolona z wyglądu skóry. Zalety: Długotrwałe nawilżenie Regeneracja skóry Wszechstronne zastosowanie Szybko się wchłania Zapach Wydajność

Lubię, kiedy jeden produkt ma kilka różnych zastosowań. Reklamowany jest, jako genialny i nadzywyczajny balsam do ciała i twarzy dla całej rodziny. Oto moje wrażenia po jego przetestowaniu: Krem jest gęsty i przez to wystarcza niewielka ilość, aby pokryć skórę. Ja go lubię trzymać w lodówce, dzięki czemu wygodniej mi się go rozprowadza. Po nałożeniu pozostawia delikatną warstwę ochronną. Dla osób, które lubią lekką formułę balsamu, który w moment się wchłania, Supreme Balm, może być za ciężki. Moje nogi są strasznie suche, swędzą i dla mnie taka formuła jest zbawienna. Ma delikatny korzenny zapach, który w niczym mi nie przeszakadza. Bardzo lubię używać go w okresie jesienno-zimowym po wieczornej kąpieli. Przy łóżku mam malutki słoiczek i co wieczór, smaruję sobie nim usta. Tu przechodzimy do jego zastosowań, co prawda nie używam go na 33 różne sposoby, ale służy mi on jako balsam do ciała, do ust, jako serum na końcówki włosów, po zmieszaniu go z kremem do twarzy, jako maseczka. Na wakacjach smarowałam sobie nim lekko spieczone partie ciała, a w trakcie kataru koi skórę pod nosem. Dla osób z suchą, odwodnioną skórą ciała, lubiących bogate formuły powinien być strzałem w dziesiątkę. Cena nie zachwyca, jednak jest wydajny i można go używać na kilka, kilkanaście sposobów. Jedno opakowanie już prawie kończę, w zapasie mam już kolejne kupione w promocji.

Dzięki temu balsamów w końcu uporałam się z suchą skórą męża a stosowaliśmy dosłownie wszystko. Balsam jest bardzo odżywczy i radzi sobie dosłownie z wszystkimi podrażnieniami. Świetnie nawilża skórę, odżywia i koi. Dzięki niemu skóra jest wyciszona, wyrównana i porządnie nawilżona i natłuszczona. Ma tłustą formułę prze co tworzy jakby maskę i jest wyczuwalna na skórze ale dzięki temu efekty widoczne są już po pierwszym użyciu. Balsam można stosować dosłownie na wszystko usta, twarz, ciało zarówno w dzień jak i w nocy. Jest wart i każdemu polecam.

Przyznaję, że jest to bardzo przyjemny w użytkowaniu produkt. Ma łatwą w obsłudze konsystencję roztopionego wosku, półprzezroczysty żółty kolor i delikatny zapach cynamonu. Jest na tyle płynny, że nie utyka pod długimi paznokciami i łatwo rozprowadzić go na dużym obszarze skóry. Im mniej się go nałoży, tym łatwiej się wchłonie, a i nie ciągnie skóry, a i działanie mniejszej ilości jest bardziej widoczne niż dużej, jedynie obtłuszczającej. Więc jest bardzo wydajny, szczególnie biorąc pod uwagę, na jak wiele obszarów skóry można go stosować. U mnie najczęściej ląduje za uszami i na szyi, kiedy mam okresy swędzenia i przesuszu. Na swędzonko pomaga, na przesusz już nie. Choć oddaję tutaj sprawiedliwość mojej egzemie, która jest dość oporna na naturalne medykamenty. Ustom zapewnia bardzo leciutkie odżywienie, jednak warstwa ta szybko znika i trzeba co kilka godzin dokładać. Pod pomadkę nie stanowi wystarczająco wygładzającej bazy. Na całą długość nóg i rąk jest go trochę mało w opakowaniu, ale działa bardzo dobrze. Świetnie odżywia, natomiast pozostawia lekko tłustą, śliską warstwę niezależnie od tego, jak mało go nałożymy. Myślę, że mógłby stanowić fajną bazę do masażu ciała, zwłaszcza w okolicach rozstępów. Pod moimi oczami i na powiekach wchłania się w mig i niestety znika wraz z całym obiecanym nawilżeniem, ale te okolice mam atopowe, więc wybaczam, choć nadal jest mi z tego powodu smutno. Bardzo fajnie odżywia skórki wokół paznokci, ale trochę tam go żal, bo za taką cenę powinien magię działać. Skład jest ekstremalnie bogaty w przepiękne naturalne oleje, masła i ekstrakty. Nie sądzę, abym używała produktu o tak wielu cennych składnikach, natomiast zastanawiam się, czy naprawdę wszystkie mają tutaj pole do popisu przy tak dużej konkurencji...Trudno powiedzieć, w jakich są one stężeniach i jak na siebie wzajemnie wpływają i trudno zauważyć działanie poszczególnych z nich. Działanie jest holistyczne, ale jest to, prawdę powiedziawszy, działanie podobne do produktów z o wiele uboższymi składami. Sam wosk pszczeli i lanolina w składzie zapewniłyby wszystkie pozytywne efekty tego produktu. Balsamik ładnie natłuszcza i na długi czas odżywia, natomiast brakuje mu trochę funkcji nawodnienia i regeneracji. Gdybym była użytkowniczką tak wszechstronnego produktu po raz pierwszy, to pewnie byłabym pod wrażeniem przyjemnej konsystencji i pozytywnego działania, natomiast z tak dużym doświadczeniem w produktach naturalnych ośmielę się stwierdzić, że już dużo wcześniej znalazłam produkty, które intensywniej nawilżają lub szybciej regenerują. I mają podobne uczucie na skórze i przede wszystkim...niższą cenę. Niby fajny balsamik, o wielu zastosowaniach i naprawdę ładnym opakowaniu i uroczym zapachu, ale wiecie co, no drogi jest, a wcale cudów nie czyni.

Balsamu samarite używałam, jako dodatek do szczotkowania, NIGDY moja skóra nie była tak gładka i miękka. Pozbyłam się każdej krostki na ciele. Używałam tylko na ciało i opakowanie starczyło mi na 2 tygodnie codziennego używania. Konsystencja jest zbita, pod wpływem ciepła rąk i ciała rozpuszcza się, lecz nadal jest gęsta. Zapach orientalny, dla mnie ok. Produkt jest cudowny, nie znalazłam jeszcze żadnego bliźniaczego zamiennika jednak przez stosunek wydajności do ceny, musiałam zrezygnować. Ps. Noszę rozmiar S.

Warto posiadać ten balsam w swojej kosmetyczce. Pamiętam jak dostałam pierwsze próbki saszetkowe tego kosmetyku i tak się nim zachwyciłam, że postanowiłam od ręki zakupić pełnowymiarowy produkt. Balsam ma oleistą konsystencję i po aplikacji lepi się jak każdy olejek. Mi pomógł na popękane usta zimą, spierzchnięte dłonie oraz na dekolt. Mojej mamie zaś pomógł uporać się z paskudną blizną po tarczycy. Balsam stosowałam na noc smarując nim dekolt, gdyż pojawiło się na nim kilka mało estetycznie wyglądających plamek i wyprysków. Kosmetyk uporał się z nimi w trzy noce! Wygładził skórę, pozbył się czerwonych plamek. Zapach niekoniecznie mi odpowiada taki ziołowy, ale liczy się przecież efekt i działanie. Od tej pory jest już stałym bywalcem w mojej kosmetyczce, uważam, że warto go posiadać mimo swojej wysokiej ceny.

Supreme Balm jest znany jako kosmetyk o 33 zastosowaniach. Obawiałam się, że produkt, który ma aż tyle zastosowań, może się nie sprawdzić. Krem ten cieszy się wieloma pozytywnymi opiniami, więc i ja postanowiłam go przetestować. To, co najbardziej mnie zaskoczyło, to to, że po nałożeniu go wieczorem na buzię obudziłam się z „nową” twarzą. Mam skórę suchą, skłonną do przebarwień i podrażnień oraz AZS, które objawia się suchymi plamami na skórze, między innymi buzi. Po jednym użyciu te plamy stały się niewidoczne, po kolejnym nie było już po nich śladu. Od razu po tym zamówiłam pełnowymiarowy produkt i nie żałuję. Jestem alergiczką i moja skóra odrzuca wiele kosmetyków, dlatego bałam się, że krem spowoduje zaczerwienienie na mojej buzi, ze względu na to, że ma w sobie naturalne składniki. Zaczerwienienie nigdy się nie pojawiło, a większość problemów skórnych zniknęła. Supremę bałam zostanie ze mną na dłużej, ponieważ „naprawił” moją skórę. Konsystencja produktu jest olejowa, tłusta, dlatego stosuje go na noc. Pomimo swojej konsystencji, krem nie zostawia na ubraniach i pościeli tłustych plam. Zapach tego kremu kojarzy mi się z cynamonem. Jest to kosmetyk bardzo uniwersalny, a jednocześnie bezpieczny. Poleciłabym go każdej osobie, która tak jak ja ma „trudną” skórę i cerę :)

Pierwsze opakowanie Samarite w czerwonym słoiczku dostałam już kilka lat temu ale całkowicie zapomniałam jak sprawdzał się w moim przypadku tym razem zachęciły mnie próbki które świetnie się sprawdziły na mojej skórze i byłam zachwycona ich działaniem. Mam suchą skórę i dzięki tym próbkom moja twarz rozbłysła więc postanowiłam kupić całe opakowanie myśląc ze znalazłam w końcu krem idealny który odmieni moja skórę. Zadziwiające jest to że próbki były niesamowite a krem kupiony w standardowym wymiarze okazał się średni. Używałam go co 2 dzień na twarz przed myciem włosów żeby ich nie przetłuścił i to dobre kilka godzin przed spaniem, cieniutką warstwę żeby się wchłoną...... co najlepsze nawet z takim minimum budziłam się rano z resztkami tłustego kremu na twarzy którego pewnie inna część wchłonęła się w poduszkę. Jak mam być szczera to jestem rozczarowana i więcej nie kupię tego kremu w dużym opakowaniu tylko najwyżej jak jakaś próbka wpadnie mi w ręce. Oczywiście nie było już poźniej żadnego szału w efektach. Opakowanie jest ładne, eleganckie i wygodne w użytkowaniu.

potrzebuję nawilżenia i odżywienia na twarzy, więc nakładam go dość systematycznie. szybko po nałożeniu go na twarz czuję że skóra jest delikatna i znacznie bardziej nawodniona. ogólnie formuła nie jest cieżka, ale same składniki mogą zapychać. mnie osobiście nie, ale już moją mamę, która używa razem ze mną tego kremu trochę zapychało. opakowanie jest śliczne, wygląda elegancko na półce w łazience. szkoda jedynie, że jest tak mało dostępny i cena nie jest jakaś super niska.

Masełko zamknięte w słoiczku. Konsystencja zbita, lecz po rozpracowaniu zmienia się w olejek. Jest fantastyczny do zadań specjalnych! Suche skórki u rąk w zimę, suche skrzydełka nosa, przesuszające się brwi. Jest też świetny na całą twarz, ale nie wchłania się całkowicie i trzeba lubić takie oleiste uczucie na twarzy. Tak samo zapach, trzeba go polubić, inaczej będzie uciążliwy, gdyż jest to bardzo intensywno przyprawowo-korzenny zapach. Mi akurat bardzo odpowiada. Doskonale radzi sobie z suchymi skórkami, pękającymi dłońmi, łuszcząca się skóra czy uczuciem ściągnięcia :) Cena jest dość wysoka, ale jeżeli to ma być właśnie taki agent do zadań specjalnych, niekoniecznie na codzien, to warto :) będzie służył bardzo długo, bo wystarczy niewielka ilość do aplikacji ;)

Ten balsam to cudo! Uwielbiam jego konsystencję, zapach i to co robi z skórą. Wspaniale nawilża, skóra po nałożeniu jest jedwabiście gładka. Choć cena nie zachęca, jak już raz się użyje, to później sie do niego wraca.

Kupując inny krem Samarité dostałam próbkę Supreme Balm i była to miłość od pierwszego użycia :) Krem pachnie pięknie, intensywnie, ale bardzo przyjemnie. Jak zazwyczaj nie przepadam za pachnącymi kosmetykami tak tu przepadałam. Mogłabym go wąchać i wąchać. Taki trochę korzenny zapach. Balsam ma tłustą konsystencję (jest sporo olei w składzie). Bardzo łatwo się rozprowadza. Co ciekawe mimo konsystencji i składu wchłania się szybko i nie zostawia skóry błyszczącej. Mocno odżywia i nawilża skórę, regeneruje, uspokaja. Stosowałam go pod oczy, na skórę twarzy, dekoltu i szyi. Po dłuższym używaniu widać poprawę w wyglądzie skóry. Mimo bogatego składu balsam nie zapchał mi skóry (mam cerę mieszaną). Idealny produkt na noc kiedy chcemy zregenerować skórę. Nadaje się też pod makijaż, ale moim zdaniem tylko w chłodniejsze miesiące. Latem po nałożeniu pod makijaż skóra zacznie się świecić w ciągu dnia, więc nie polecam. Balsam można kupić w małym (15 ml) i dużym opakowaniu (90 ml), więc na początek można przetestować mniejszą pojemność. Bardzo polecam. Kupiłam mamie i też jest zachwycona.

Moim zdaniem produkt nie sprawdzą się przy codziennym stosowaniu: bardzo olejowy, ciężko się wchłania. Jednak doraźnie do zadań specjalnych: na mega wysuszone kolana czy łokcie jest ok. Nie polecam też do stosowania na twarzy, bo tak olejowa i gęsta konsystencja po prostu może wywołać wysyp nieprzyjaciół.

Do produktu byłam nastawiona bardzo sceptycznie, ponieważ był bardzo silnie reklamowany przez influencerki, a ja rzadko ufam takim opiniom. Kompletnie niepotrzebnie nastawiałam się negatywnie :D Produkt multitasker. Zaczęłam go używać do twarzy na noc w 2021 roku. Mierzyłam się wtedy z dość intensywnym trądzikiem, głównie podskórnym, oraz z bliznami po wyciskaniu poprzednich wyprysków. W ciągu kilku tygodni moja buzia się bardzo uspokoiła, stany zapalne były rzadsze i mniej widoczne. Teraz po latach wiem, że Supreme Balm uratował wtedy moją barierę hydrolipidową i to pozwoliło mojej twarzy wyjść na lepszą drogę (potem dołożyłam do pielęgnacji pozostałe produkty Samarite i teraz cieszę się praktycznie bezproblemową cerą). To było moje początkowe zastosowanie Supreme Balm, z czasem zaczęłam używać go na inne partie ciała - suche dłonie i stopy, okropnie suchą skórę na nogach. Dla zniszczonych pracą w laboratorium dłoni Balm był dosłownie opatrunkiem i od razu łagodził bolesne podrażnienia. Teraz nie pracuję już w takich trudnych warunkach, ale również stosuję go na noc na dłonie, co pomaga mi radzić sobie z codzienną suchością, szczególnie zimą. Bardzo fajnie pielęgnuje skórki przy paznokciach, nie mam już problemów z suchymi zadziorkami. Zdarza mi się używać Supreme Balmu do demakijażu I masażu twarzy, ponieważ świetnie rozpuszcza wodoodporne produkty typu tusz i SPF i nie piecze w oczy. Oczywiście potem zmywam go (najczęściej Supreme Cleanserem, który w małej ilości ładnie zmywa ten tłusty produkt) i często potem nakładam już w formie kremu. Świetnie radził sobie z podrażnieniami twarzy, kiedy za szybko wprowadziłam do pielęgnacji retinol. Idealny jako krem do twarzy chroniący przed niskimi temperaturami zimą, dzięki temu że nie ma w składzie wody. Na nogi i bikini stosuję Supreme Balm głównie po depilacji lub goleniu, od razu radzi sobie z uczuciem ściągniętej skóry i otula ją i łagodzi podrażnienia. Używam go też w postaci bogatej maski na usta na noc, rano usta są jędrne i nawilżone. Jednym z moich ulubionych zastosowań jest również pielęgnacja świeżych tatuaży, nie muszę się martwić, że mnie uczuli czy zapcha (mam wytatuowane nogi i plecy, większość tatuaży goiłam właśnie na Supreme Balm. Nie wpłynęło to negatywnie na kolor, a proces gojenia był dla mnie przyjemniejszy niż przy większości polecanych preparatów do pielęgnacji tatuaży, ponieważ skóra ciągle sprawiała wrażenie nawilżonej i zabezpieczonej). Od kilkunastu tygodni wprowadziłam stosowanie Supreme Balm na brzuch ciążowy i piersi, szczególnie po szczotkowaniu skóry. Świetnie sobie radzi z uspokajaniem swędzenia. Z racji tego że noszę kinesiotape na brzuchu często mam też wysypki od kleju i nie dość, że dzięki oleistości Supreme Balm jest mi łatwiej ściągnąć tape to jeszcze od razu działa na swędzenie i podrażnienie po kleju. Naprawdę jest to dla mnie niezastąpiony produkt, żaden balsam czy krem nie ma u mnie tyłu różnych zastosowań co Supreme Balm i myślę że przez te kilka lat zużyłam spokojnie kilkanaście słoiczków i zawsze do niego wracam. Żadnemu kosmetykowi nie jestem tak wierna jak temu balmowi, ale wiem, że to nie jest produkt dla każdego. Zdecydowanie jest dla mnie warty swojej ceny, tym bardziej że jest naprawdę niesamowicie wydajny.

Uwielbiam gęstej tłuste balsamy, więc ten produkt odpowiada na moje potrzeby idealnie. Ładnie pachnie, działanie ma jak typowy produkt natłuszczający. Daje jedną gwiazdkę, bo bardzo bym chciała zwrócić uwagę osób rozważających na fakt, że cena jest totalnie nieadekwatna do jakości/zawartości. Zwykła maść natłuszczająca do dziecięcych pośladków, albo dziecięcy krem na zimę go zastąpią i kosztują max 20zl nie 100. Płacąc 100zl liczyłam na coś więcej, jakiś efekt wow.

Naprawdę uwielbiam takie wszechstronne kosmetyki. Najczęściej używam go na wysuszone usta jako maskę na noc - naprawdę działa cuda. Świetny jest też na przesuszoną skórę na dłoniach, poranione skórki przy paznokciach. Balsam koi, nawilża, zmiękcza. W dodatku tak pięknie pachnie! Zapach jest słodki, lekko korzenny, kojarzy mi się ze świętami. :) W dodatku ma piękne, eleganckie opakowanie, z którego bardzo wygodnie wydobywa się produkt. Gdyby nie cena, miałabym go cały czas w swojej kosmetyczce.