Zapachy Yves Rocher w wększości mi podchodzą - kochałam Neonaturę Cocoon, uwielbiam całą serię So Elixir, Rose Oud...jak tylko więc pojawił sie ten zapach, chyba z rok temu, kupiłam w ciemno. Przed zakupem czytałam w necie, pierwsze opinie, że kadzidło, że elegancki itp. Kadzidło w perfumach mi zdecydowanie podchodzi, więc szybciutko złożyłam zamówienie.
Pierwsze niuchnięcie i pierwsze rozczarowanie - kadzidło jest, ale jakieś takie suche, zimne, kościelno-cmentarne. Zero jakiejkolwiek słodyczy, zmysłowości, kobiecości. Tak, po pierwszym użyciu miałam wrażenie, że to totalnie antykobiecy zapach - nawet nie tyle, że męski, tylko nie posiadający w sobie żadnego pierwiastka kobiecego.
Pojedynczych nut wyodrębniać nie umiem, nie znam sie na tym, bazuję tylko na subiektywnych skojarzeniach. I ten zapach, zwłaszcza na samym początku kojarzył mi się z jakimiś zimnymi murami, kościołem, klasztorem, cmentarzem... no nie tego szukam w perfumach, oj nie...Kojarzył mi się z samotnym smutnym spacerem w chłodny pochmurny, listopadowy dzień. Właściwie, to byłam gotowa do oddać albo sprzedać.
Co mnie powstrzymało? Dałam mu szansę, posiedział trochę na skórze i trochę się jednak na niej zmienił -lekko stracił tą kościelną nutkę, moze nawet trochę się ocieplił, złagodniał. Nadal taki sucho-zimny, ale już bardziej elegancki niż smutny. Dla chłodnej bizneswoman, może dla statecznej, poważnej kobiety w średnim wieku. Do pracy. Zdecydowanie nie na randkę.
Używam go tylko od czasu do czasu, tak dla odmiany od slodkich, zmysłowych kobiecych zapachów, których używam na codzien. Nie mogę mu zarzucić, ze jest nieciekawy, ale zdecydowanie nie jest moim zapachem.
trwałość ok jak na tę półkę - kilka godzin posiedzi na skórze